wtorek, 28 kwietnia 2015

Perfekcyjna kobieta to suka


              

                Gatunek: poradnik
                I wydanie: 20013
                Ilość stron: 157
                Wydawnictwo: Feeria
                Ekranizacja: nie






W ostatnim poście: Faceci to..., nieprzypadkowo wspomniałam, że każda perfekcyjna kobieta to suka. Tą jakże przydatną wiedzę wyniosłam z poradnika o niesłychanie genialnym tytule, którym autorki kupiły mnie już na samym starcie. Jestem odważnym człowiekiem(haha - śmiech publiczności), ale w Empiku musiałam wysłać swoją przyjaciółkę, żeby o nią pytała, co te zasady dobrego wychowania robią z człowiekiem, ale że była w lekkim stanie upojenia alkoholowego(pilnowałam ją, bez obaw), załatwiła sprawę i tak właśnie ta cienka książeczka, trafiła w nasze wspólne posiadanie. Z biegiem stron, stała się naszą prywatną Biblią, a nawet delikatnym balsamem dla duszy.

"Jeśli nic ci nie wychodzi, jeśli twoje życie jest nudne jak flaki z olejem, spójrz w lustro, wyciągnij rękę i powiedz "Chodź, będziemy tańczyć!" To działa. Przysięgam."

Pewnego razu, całkiem przypadkowo natknęłam się na cytat, który wywołał bananowo-szeroki uśmiech na mojej twarzy. Zakochałam się w nim i natychmiast zwróciłam o pomoc do wujka Google, z pytaniem, o tytuł książki. Zanim ją znalazłam już wiedziałam, że pochłonę ją niczym ciasto czekoladowe, z ogromną przyjemnością. Okazało się, że to poradnik, a ja ten gatunek omijam szerokim łukiem. Jednak obietnic łamać nie można, pod żadnym pozorem i tak zaczęła się nasza przygoda, dość pijacka przygoda, ale do tego nikt się nie przyznaje.

Jedno przekartkowanie i już wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę. Z zakupów wróciłyśmy późno, bo gdzieś w okolicach 22, napoczęte wino mówiło samo za siebie, a raczej wołało(każdemu od czasu do czasu można, oczywiście +18), no to podniosłyśmy lampki do ust, otworzyłyśmy nasz tajemniczy poradnik i zaczęłyśmy czytać. W środku znalazłyśmy też miejsce na samodzielne uzupełnienie własnymi, żenującymi doświadczeniami, playlisty, które kocha zapewne większość z nas i specjalne bony(patrz zdj. po prawej).
Dawno się tak nie uśmiałam, autorki podeszły do sprawy z niesamowitym poczuciem humoru, dużą dawką ironii,  a przy tym trafiły w sedno. Wielokrotnie potrafiłyśmy uosobić się z nieperfekcyjnymi kobietami, bo jak sama okładka "mówi" to "poradnik przetrwania dla NORMALNYCH kobiet".

Czasem z podkulonym ogonem, a właściwie to nie prawda, z podniesioną głową, musisz przyznać, że i Ty popełniasz błędy, ale tu nie chodzi o wstyd. Autorki uzmysławiają nam, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak perfekcyjna kobieta, każda z nas jest doskonała na swoim rodzaju, nie-idealność to nasza cecha wspólna, choć przejawia się w różny sposób. Powinnyśmy zatem wypiąć cycki do przodu, podnieść brodę do góry i dumne z siebie samych, przyjąć to jak mężczyźni, na gołą klatę. Nigdy nie będziemy perfekcyjne! Nigdy nie zostaniemy żonami/córkami/partnerkami/kochankami/mamami bez wad! Taka oczywista wiedza, a może pomóc. Kiedy nowa dziewczyna Twojego chłopaka w kuchni czuje się jak Gordon Ramsay, a Ty non stop zapominasz posolić ziemniaków i kilkakrotnie zdarzyło Ci się włączyć nie ten palnik co trzeba, w skutek czego nowy garnek poszedł do kosza, czujesz się jak największa niedorajda. Błąd! Zapamiętaj, nie ma czegoś takiego jak perfekcyjna kobieta! Pewnie, gdy ona śpiewa przypomina kota w okresie godowym, albo chrapie podczas snu, wymyśl najgorsze z najgorszych, może i tak nie dowiesz się w jakiej dziedzinie ma dwie lewe ręce, ale nieco Cię to podbuduje i dobrze.

"Perfekcyjna kobieta to taka, którą nigdy nie będziesz. I całe szczęście."

Filozofia "walić to", prawo grzywki, jak zachować godność w stanie kompletnego upojenia alkoholowego, buty do siedzenia, o tym co wypada, a czego nie wypada, jak trwonimy pieniądze, o żałosnych zachowaniach, których niemiłosiernie się wstydzimy, co w gruncie rzeczy jest głupie, o sylwestrach, o naszych NŚ*, prawo weto, zasada trzech dni(podobno związana jest ze zmartwychwstaniem Chrystusa;-)), o zdradach, o rozstaniach, 7 faz żałoby i w dwóch słowach, o kobietach. Niesamowicie zabawna, pełna humoru, niewiarygodnie głupia, wstydliwa, ale prawdziwa książka, a właściwie poradnik, do którego powinnyśmy podejść z niemałym dystansem. Idealny rozweselacz i uświadamiacz. Polecam każdej kobiecie, bo może nie nauczymy się z niego zbyt wiele, nie otworzy nam oczu na problemy świata i nie sprawi, że po przebudzeniu, będziemy czuły się jak nowonarodzone boginie, ale za to uświadomimy sobie jedną ważną rzecz, nie ma co się wstydzić naszych małych kompleksów, dziwactw i tego, że czasem nie zachowujemy się jak dorosłe/wystarczająco dojrzałe/ułożone kobiety. Nasze małe niedoskonałości czynią nas wyjątkowymi osobami. Nie jesteśmy idealne, ale możemy dążyć do perfekcji ze zdrowym nastawienie, co uczyni nas tylko jeszcze bardziej wspaniałymi osobami. A więc nie bądźmy sukami, bądźmy sobą!

*NŚ - facet, który nam się podoba, mimo ze nigdy byśmy się do tego nie przyznały
Moja ocena:
7/10
 Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+1,1cm = 24,2/161
winowajcy
 Znacie może podobne poradniki? Bo coś mi się wydaje, że siostry Girard niewybaczalnie zmieniły moje podejście do tego gatunku :D

środa, 22 kwietnia 2015

Faceci to...

Uwaga! Ostrzeżenie na początek, to chyba dobry pomysł, zważywszy na fakt, że nie wiem czy jestem w odpowiednim stanie, żeby pisać ten tekst. Kiedy planowałam temat postu, sytuacja była nieco inna, zatem ostrzegam, szczególnie panów, ale bez obaw, faza na zamordowanie każdego mężczyzny nożem do papieru przeszła mi wczoraj. :D


Podobno każda kobieta ma jakiś ideał, choć nie zawsze o tym wie lub dochodzi do tego z czasem. Jednej podobają się mięśniaki, którym po wyjściu z siłowni, pękają koszulki na ramionach, innym, panowie biegający w bardziej obcisłych spodniach niż moje rajstopy w kropki, a jeszcze inne panie, tracą głowę, bo oby nie od razu bieliznę, kiedy na horyzoncie pojawi się przystojny szatyn w garniturze. Nie każda potrafi zdefiniować jaki jest jej ideał, poważny, zabawny, ambitny, niski, umięśniony i przez jakiś czas powtarza te utarte nastolatkowo-gazeciane schematy, rodem z Ostatniej piosenki z Miley Cyrus, kojarzycie Liama Hemswortha, wysoki, blondyn o niebieskich jak większość tramwai w Krakowie i wielkich jak talerze, oczach. W końcu jednak dochodzi do swojego ideału, a koniec końców zakochujemy się w kimś zupełnie odmiennym i to on staje się tym numerem jeden. W moim przypadku numery posypały się jak domki z kart, także dzisiaj przedstawiam Wam listę rezerwową, tą najlepszą, która jest jak termos z herbatą w zimowe dni, pocieszy i ogrzeje.


4. JARED LETO

Tego pana obdarzyłam szczególnym uczuciem za muzykę, którą tworzy, za głos, za grę, no i co tu będą robić z siebie perfekcyjną kobietę, (a każdy wie, że perfekcyjne kobiety to suki, ale o tym w następnym poście) bo jest niesamowitym przystojniakiem. Wokalista a zarazem gitarzysta zespołu, 30 seconds to Mars, która dziewczyna nigdy nie marzyła o zniewalająco urzekającym gitarzyście?! Jared jest też aktorem, może ktoś kojarzy go z Requiem dla snu, przy okazji polecam film lub Witaj w klubie, gdzie za najlepszą rolę drugoplanową dostał Oscara!!! Nie każde wcielenie pana Leto mi odpowiada, ale kiedy zobaczyłam go w piosence The Kill, zapomniałam jak się nazywam.



 

3. BILLE JOE ARMSTRONG


O jejku <3 Kiedyś pojadę na koncert Green Day i obiecuję Wam wtedy szczegółową relację. Jeśli nie wyskoczę na scenę i nie pobiegnę w stronę Bille'go to znaczy, że stałam się podstarzałą skneruską, a wtedy zrozumiem, jeśli mnie opuścicie, ale wiecie, wierni do końca, to się ceni ;)

Wokalista i gitarzysta, po raz drugi, oj chciałoby się. Uwielbiam go na scenie, to jest dopiero rock i ta sceniczna gra, a te włosy. Jednak, co najważniejsze, Green Day to moja muzyczna miłość, słucham ich z uzależnieniem nie mniejszym jak pan Miecio, zawodowy alkoholik żłopie piwo pod sklepem każdego dnia. Słuchałam ich odkąd pamiętam, z mniejszymi przerwami, ale ponoć w każdym związku potrzeba chwili wytchnienia, żeby zrozumieć jak mocno się kocha.
Niestety jedna myśl nie daje mi spokoju, Billy ma żonę, a poślubił ją rok przed moim urodzeniem :(((( + dwóch synów. No cóż, może wybaczą mi jak raz go przytulę, chociaż ochroniarze na koncercie mogą być innego zdania :O
 No i posłuchajcie --> piosenka -  mistrzostwo!





 2. IAN SOMERHALDER
  

5/6 lat temu, kiedy to większość gimnazjalistek na szkolnych korytarzach wrzeszczało do ucha swojej przyjaciółki słowa: "Baby, baby, baby, oh like baby, baby, baby, no like baby, baby, baby, oh I thought you'd always be mine", (haha przez jakiś czas też śpiewałam, ale udajmy, że tego nie było).
Ja wieszałam na ścianie, wysłuchując wrzasków Mamy, o kolejnych plamach z taśmy klejącej, plakat z wielkim napisem LOST, bo tam po raz pierwszy ujrzałam Iana Somerhaldera i już wtedy postanowiłam, że zostanie on moim mężem. Cóż, operacja dalej trwa...


Moja fascynacja osiągnęła swoje apogeum, kiedy jakiś czas później odkryłam nowy serial, The Vampire Diaries i tam Ian jako Damon Salvatore zawładnął moim serduchem. Niezaprzeczalnie najlepszy bohater, postać od której nie idzie oderwać oczu, humor, drapieżność, zły chłopczyk, która z młodych dam o takim nie marzyła i ta gra aktorska. I to podobno Nina(serialowa Elena) go rzuciła, jesteście w stanie to zrozumieć?!





1. EVAN PETERS

moje ulubione <3



Mój numer jeden bez większego gadania, choć miałam małe wyrzuty co do Iana, ale mam nadzieję, że mi wybaczy. Wystąpił między innymi w Po prostu walcz, gościnnie w serialu pt. Detektyw Monk, Dr House, Mentalista i jako jedna z głównych postaci w American Horror Story. Tym samym jest on jednym z głównych powodów, dla których z niesłabnącą fascynacją oglądam ostatni z podanych seriali. Jest genialnym aktorem,  uwielbiam go szczególnie za rolę Tate'a, coś wspaniałego. Jego blond włosy i ten uśmiech, to wystarczy, żeby wylądować na tapecie w moim telefonie. Tak, więc pewnie domyślacie się jak spędzam nudne wykłady ;)


---------------------------------------------------

Ludzie mówią, że po każdej znajomości zostaje coś dobrego, niestety niektórzy mogą pochwalić się tylko otwieraczem do wina, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Faceci to czasem świnie, ale jaki smutny byłby bez nich świat, za co byśmy wznosiły toasty na swoich babskich, pijackich wieczorach, do kogo wzdychały oglądając kolejny odcinek ulubionego serialu, nie tylko dlatego, że gra tam On. Bez facetów w sumie świat by przestał istnieć i tylko to powstrzymuje mnie od kupienia noża do papieru, ale dziewczyny ze zranionymi serduchami, teraz zwracam się szczególnie do Was, bez obaw, medycyna wciąż idzie do przodu! *


*Uwaga! Post z dużą dawką ironii, tak mówię tylko, gdyby ktoś chciał nasłać na mnie oddział antyterrorystyczny. :D

niedziela, 12 kwietnia 2015

Poczwarka - Dorota Terakowska





                Gatunek: obyczajowa, społeczna, dramat
                I wydanie: 2001
                Ilość stron: 322
                Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
                Ekranizacja: nie





Poczwarka to takie małe, odrzucające stworzenie. Przejściowa forma owadów. Jednak w stosunku do małej Marysi, to przezwisko nie miało być w stu procentach trafne...
Życie Adama i Ewy to idealny plan biznes. Ułożone i zaplanowane co do najmniejszego szczegółu, a co ważne, miało niejeden plan B, ale jak to zwykle bywa, w każdym planie znajdzie się czarna dziura. Małżeństwo nie przewidziało jednego, że po 9 miesiącach zamiast upragnionego, zdrowego chłopczyka, na świat przyjdzie niewinna dziewczynka, w ciężkim stadium nieuleczalnej choroby DS, tzn. z zespołem downa.
"Życioplan" spłonął jak chatka z drewna, niemal w jednej chwili. Kiedy Ewa zdecyduje się wychować dziewczynkę, jedną decyzją przekreśli więcej niż mogłaby sobie wyobrazić...

"Każda sekunda na ziemi jest warta milionów lat pamięci"

W życiu piękne są tylko chwile*, momenty, które zapamiętujemy na zawsze. Pierwsze słowo syna, śmiech córki, pocałunek w świetle księżyca, melodię, która leciała w radiu, gdy widziałeś jak z jednym ruchem, życie uciekło Ci pomiędzy palcami. Początkowo nigdy tego nie doceniamy, ale kiedy sięgniemy pamięcią wstecz, niczym tonący człowiek, uporczywie chwytamy się tych pojedynczych deseczek ratunkowych, które tworzą nasze życie. Mówimy, ta piosenka już na zawsze będzie kojarzyć się z byłym chłopakiem, nie chodźmy tam, w tym miejscu ostatni raz widziałam się z mamą, pamiętam jej uśmiech, gdy powiedziałem jej, że mam dla niej niespodziankę, wiem że już wtedy wiedziała. Wspomnienia, które wywołują uczucie ciepła na sercu, rozdzierającą, wewnętrzną pustkę, uczucie lęku. Ich moc jest naprawdę niewiarygodna.
Adam był pewny, że w dniu, w którym dowiedział się o chorobie swojej córki, zapamiętał każdy szczegół tej chwili, to w tym momencie jego życioplan stanął w płomieniach, nie próbował go gasić, stał i patrzył jak płonie. Niczym piroman podziwiał płomienie, z taką samą chorą fascynacją. Uciekł przed odpowiedzialnością, zaszył się w najdalszym pokoju razem z książkami o DS i muzyką, która potrafiła go uspokoić i tak już zostało.

Książka znalazła się w moich rękach całkiem przypadkiem, natychmiast skojarzyłam nazwisko autorki, mimo że wcześniej nie miałam okazji przeczytać nic z jej artystycznego dobytku, zalety spędzania wolnego czasu w książkowej blogosferze ;). Zerknęłam na opis i stwierdziłam, że spróbuję, wiedząc, że to nie będzie łatwe. Czytanie o chorobach, zaburzeniach i trudnych wyborach, nigdy nie jest proste, jest trudne jak cholera, bo to właśnie wtedy szarpiemy swoimi uczuciami, nastawiamy rozleniwione mózgi na najwyższe obroty i sprawdzamy czy maszyna o nazwie: człowiek uczuciowy, przypadkiem nie potrzebuje pomocy.

"W każdym człowieku powinno być coś, o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jest jak orzech, z którego po rozłupaniu zostaje sama skorupa. Ludzie za często dbają tylko o skorupę."

Z tej książki bije prostota, taka delikatna i przyjemna. Mimo, że tematyka jest niezwykle trudna, spoglądając na samą okładkę, wiemy, że historię Myszki, małej Marysi dostaniemy jak prezent, w niezwykle przyjazny sposób. Zdarzenia obserwujemy głównie z perspektywy chorej dziewczynki. Wszystko ukazane jest na wzór Biblii, słynnego toposu stwarzania świata. Przyznam szczerze, że cały ten pomysł początkowo nie przypadł mi do gustu. Myszka miała swój świat, którym był strych, tam spędzała większość czasu, obserwowała proces stwarzania, przenosiła się do rajskiego Edenu. Kiedy jednak cuda przeniosły się do rzeczywistości, mimo że w niewielkim stopniu, dla mnie bynajmniej było to zbyt niewiarygodne. Terakowska, fantazyjność i okrutną rzeczywistość ukazała na jednym poziomie, ciekawy zabieg, choć ja nie mogę do końca się do tego przekonać.
Bohaterowie to głównie: Adam, Ewa, Marysia i Wąż. Ojciec, który był okropny, nie mogłam go znieść i choć autorka go usprawiedliwiała, to ja prędzej uderzyłabym go, zalegającą w zlewie, patelnią, niż wybaczyła wszystkie jego winy. Ewa, niewiarygodnie silna kobieta, autorka pokazała jej wahania, wszystkie "złe" myśli dotyczące Myszki, ale niezależnie od tego, wciąż ją podziwiamy. Wąż, to jest dopiero ciekawa postać. Nie chcę Wam zdradzać zbyt wiele, ale w tym wypadku możecie być nieco zaskoczeni.

Dzięki tej książce mogłam zastanowić się nad wieloma aspektami swojego życia. Autorka poruszyła tak ważne kwestie jak Bóg, choroba, poświęcenie. Mimowolnie musimy zapytać siebie, czy ja jako kobieta lub ja jako mężczyzna, byłbym gotowy, aby przyjąć do swojego życia ciężko chore dziecko, wiedząc, że wymaga to niesłychanie dużego poświęcenia. Powiem Wam, że Terakowska nie owija w bawełnę, ukazała sceny, które potrafią tą decyzję wybić z głowy stalowym młotem i dobrze, bo jeśli ktoś jet niepewny i po jakimś czasie, zrezygnowałby, tą decyzją mógłby dziecko skrzywdzić o wiele bardziej. Czasem lepiej czegoś nie mieć, niż przywiązać się, a później to stracić. Utracone nadzieje bolą najbardziej, to one jak żyletki przedzierają nasze serce, wciąż na nowo, wraz z każdym, nieuchronnym wspomnieniem.
Nieśmiertelność, piękno niedoskonałości, ból, choroba, idealność i inność, gdzie tkwi mistyczna równowaga, która pokaże nam stan doskonały?, czy to czego ludzie tak bardzo pragną, naprawdę byłoby dla nas dobre? Tak wiele pytań i równie dużo odpowiedzi. Niezwykle mądra i wartościowa pozycja. Książka, którą powinna poznać każda kobieta jak również mężczyzna. Lepiej dmuchać na zimne i wcześniej przejrzeć na oczy, bo czasem różowe okulary, potrafią zrobić z nas bezuczuciowe maszyny.

Moja ocena:
6,5/10
 Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+1,9cm = 23,1/161

*tytuł jednego z utworów Dżemu <3

czwartek, 2 kwietnia 2015

Wilk z Wall Street - Jordan Belfort


    


           Gatunek: dramat biograficzny
       I wydanie: 2007
     Ilość stron: 512
              Wydawnictwo: Świat Książki
       Ekranizacja: tak





"Zachowujcie się tak, jakbyście byli już bogaci, wtedy na pewno dorobicie się fortuny. Niech bije z was niezachwiana pewność siebie, wtedy ludzie bez zastrzeżeń wam zaufają. Zachowujcie się tak, jakbyście mieli niezrównane doświadczenie, bo wtedy pójdą za waszą radą. Zachowujcie się tak, jakbyście mieli na koncie sto wielkich sukcesów, i sukcesy te na pewno przyjdą!"

Bogaci i dysfunkcyjni. Świat, w którym ceny nie grają roli. Alkohol, narkotyki, seks za pieniądze, to tylko część reali w jakich przyszło żyć Jordanowi Belfortowi, osławionemu wilkowi z Wall Street, człowieka, który udowodnił, że kariera od zera do milionera jest jak najbardziej możliwa.
Urodził się w 1962 roku w żydowskiej rodzinie. Już w młodości postanowił sobie, że nie będzie żył jak większość ludzi. Piął się po szczeblach kariery, a dzięki swojej charyzmie i nieprzeciętnej inteligencji został jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Wall Street to jedna z najbardziej znanych ulic, błyskawicznie kojarzona z Giełdą Papierów Wartościowych, największymi przekrętami w historii i pieniądzmi przelewającymi się tak płynie jak woda.
Jordan Belfort w swojej biografii przedstawił nam najciekawszy okres w jego życiu. Historię jak stał się wilkiem z Wall Street, jak zdobył piękną żonę, dwójkę dzieci, karierę i pieniądze. Człowiek dla którego zatopienie jachtu było jak zgubienie portfela, szkoda, ale przecież świat się od tego nie zawali. Trochę formalności i po sprawie.

źródło
Ludzie są jak hieny i Belfort o tym wiedział, odkrył przed nami swoje najciemniejsze postępki. Takie rzeczy się sprzedają. Tragedie, niecne grzeszki, zdrady, imprezy i prochy. To nie jest książka dla wrażliwych osób. Wilk z Wall Street to powieść nieco trywialna, wulgarna i bardzo sarkastyczna. Potrafi odrzucić, oburzyć i zniesmaczyć. Mimo używania najróżniejszych przekleństw, co dziwne mi to tak bardzo nie przeszkadzało, za to "słowotwórstwo" pana Belforta potrafiło mnie zaskoczyć i zdecydowanie nie było to pozytywne zjawisko. Na wszystkie niepokojąco oryginalne przezwiska przymykam oko, ale ten język brokerski, którym ponoć porozumiewali się maklerzy był czasem jakby przesadzony, jeśli rzeczywiście tak to wygląda, to ze skruchą i podkulonym ogonem, zwracam honor.
Sposób narracji jest prosty w odbiorze, czyta się błyskawicznie, co jest ogromnym plusem, bo liczba 500 stron, w czasie gorączki przedświątecznej, to nie małe wyzwanie. Język jest prosty i jak już wspominałam, nieco wulgarny, ale dla twardego czytelnika, którym z biegiem lat chyba się stałam, to żadna przeszkoda. Przyznam się bez bicia i poczucia utraty kobiecej przyzwoitości, że niektóre niezbyt etyczne fragmenty nieźle mnie rozbawiły. Kolejny plus dla pana Belforta, zdaje się że jego talenty są niezliczone, bo wywołać uśmiech u czytelnika potrafi z łatwością.
Wciągająca fabuła, choć dużo fragmentów typowo komercyjnych, ale takie życie miał w garści Jordan Belfort. Fakt, że ta książka to autobiografia, tylko podsyca naszą ciekawość i wywołuj emocjonalne podniecenie.

"Bo przeklinał naprawdę pięknie, jak wkurwiony Szekspir."

Wady, wady, wady! Pierwszy i najbardziej rażący problem, to sposób w jaki autor ukazał swoje życie. Książka jest napisana z dużym poczuciem humoru, ironia wręcz z niej kapie, ale niestety podczas czytania nie odnosimy wrażenia, że Jordan Belfort żałuje tego, co robił. Zdradzał swoją żonę, przychodził do domu nawet nie tropem węża(jeśli jest tu geniusz a'la mój kolega, który chciałby się do tego przyczepić, to tak wiem, wąż tak na prawdę pełznie cały czas prosto, tylko sprawia mylne wrażenie) a na czterech łapach, ale przecież on zapewnił jej życie przez duże Ż. Momentami ma się wrażenie, że dysfunkcyjny styl życia, który prowadził jest przecież znakomity, nie ma w tym nic złego, bo można to usprawiedliwić wieloma innymi rzeczami.
Pustka, brak. Chciałam historii jak wilk z Wall Street stał się drapieżnikiem, jak piął się po stopniach kariery i osiągnął sukces. Dostałam tego mały urywek, a w zamian historię jak tracił grunt pod nogami, nie powiem było ciekawie, było zabawnie i nie żałuje żadnej chwili spędzonej z tą książką, ale jednak zabrakło mi tego jednego momentu.

Jeśli jednak z właściwej perspektywy spojrzymy na książkę, to w bardzo ciekawy sposób możemy spędzić kilka godzin przeznaczonych na czytanie. Kto z nas nie chciałby poczuć się jak milioner, który z imprezy wraca własnym samolotem, chodzi do sklepów, gdzie na metkach nie ma cen, bo przecież są one nieistotne, ma własny jacht i wrażenie, ze nie obowiązują go żadne prawa, bo jeśli nawet coś by nie wyszło, to dobry prawnik załatwi sprawę. Życie przez duże Ż rzeczywiście może być znakomite, jednak łatwo wtedy stracić nad nim kontrole, kiedy mamy bezpośredni dostęp do wszystkiego, możemy zapomnieć, że na niektóre rzeczy sami powinniśmy sobie założyć blokadę.
Włączamy odpowiednie wyczucie sarkazmu, przycisk poczucia humoru i odpowiedni dystans. Zakładamy garnitur i zapinamy pasy, kierunek Wall Street, Nowy Jork. Zabawa się rozpoczyna.

Moja ocena:
6,5/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+4,3cm = 21,2/161
2. Najpierw książka, potem film