niedziela, 29 marca 2015

Dwie wieże - John Ronald Reuel Tolkien





                 Gatunek: fantastyka
                 Cykl: Władca pierścieni
                 Tom: II
                 I wydanie: 1954
                 Ilość stron: 512
               
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
                 Ekranizacja: tak



Tolkien to już niemal legenda. To właśnie on nadał nowe znaczenie słowu pierścień. Niepojęta władza., którą mógł dać ten jeden jedyny, niosła ze sobą zagrożenie. Niesamowita historia, którą zna chyba każdy miłośnik literatury, to właśnie dzięki niej, ten angielski pisarz, stał się jednym z prekursorów współczesnej literatury fantasy. Słowo fantastyka jest już ściśle związane z nazwiskiem autora jednej z najsławniejszych trylogii, która trylogią wcale być nie miała, bo Tolkien chciał ją wydać jako jedną książkę, ale po ingerencji wydawnictwa, skończyło się na trzech tomach. Ciekawostki zwykle powinny być na końcu, ale w hołdzie łamania konwenansów, powiem Wam coś jeszcze, jakże by inaczej być mogło, niezwykle ciekawego, pisarz swoją powieść tworzył na maszynie do pisania. Może kojarzycie z różnych filmów jak trudno było opanować sztukę pisania na tym urządzeniu, nasz drogi autor nie był w tym mistrzem, a wręcz radził sobie bardzo kiepsko, bo używał wyłącznie palców wskazujących. Musiało to wyglądać dość komicznie(niech przyzna się każdy kto teraz spróbował tak pisać na własnej klawiaturze;)).

Tolkien to niezaprzeczalnie mistrz w swojej dziedzinie. Stworzył fantastykę, która stała się kanonem dla późniejszych twórców. Dla mnie również jest wzorem do naśladowania, a jego wyobraźnia to rzecz godna grzechu. Spotkałam się z opiniami, które autora próbowały zdjąć z piedestału i niczym wykwalifikowani krytycy, zrównać go z ziemią. Byli tacy, którym nie pasował owocny i gawędziarski styl Tolkiena. Długie opisy, zgadzam się, ale jakże piękne. W dobie telewizji i internetu, nie potrafimy tego docenić. Wyobraźnia stała się narzędziem zbędnym, używanym tylko w razie konieczności, bo lepiej iść na łatwiznę. Tolkien jest dla smakoszy, dla osób, które potrafią się cieszyć słowami, smakują je w odpowiednim tempie, podziwiając, wyobrażając i przenosząc się w inną rzeczywistość, tylko tak można zrozumieć całkowicie kunszt autora.

źródło

Szli przed siebie, pokonując przeciwności i przeszkody. I jak w piosence Perfectu: "Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel...", tak i oni, może nie trzech, i cel też zupełnie inny, ale wspólny i to ich łączyło. Drużyna pierścienia.
W drugiej części, los ich podzieli. Aragorn, Legolas i Gimli, będą podążać za orkami. Muszą uwolnić dwóch niziołków, którzy zostali porwani przez orków. Natomiast Frodo i Sam, decydują się na samotną wędrówkę do Mordoru, aby zniszczyć pierścień. Mają jednego wroga, Saurona i ich celem jest nie dopuścić do przejęcia przed władcę ciemności, najcenniejszego skarbu, który jest kluczem do absolutnej władzy.

"Zdrajcy są zawsze pełni nieufności."

Gdybym miała ocenić styl autora, to z całą pewnością, powiedziałabym, że pnie się on wzwyż. Zaczęło się od Hobbita, którego czytało mi się najgorzej, niemniej jednak nie żałuje czasu poświęconego tej pozycji, urzekł mnie tam świat fantastyki i historia jakże niebanalna.  Pierwsza część Władcy pierścieni, to już nieco inna historia, choć ciągnąca za sobą wszystkie plusy wstępu(czyt. Hobbita), to właśnie dzięki tej książce pokochałam styl pisarski Tolkiena. Dwie wieże to już majstersztyk. Opisy, dialogi, wszystko w sam raz. Więcej akcji i fabuła podzielona na dwie części, gdzie losy bohaterów poznajemy śledząc Aragorna i resztę kampanii, z kolei później całą uwagę poświęcamy panu Frodo i Samowi. Tu też pojawia się Gollum, postać, która stała się jednym z symboli fantastyki, taka wssssspaniała :D

Do Tolkiena nie mam już żadnych zarzutów. Żałuję, co ja mówię, niezmiernie się cieszę, że dopiero teraz mam przyjemność czytać jego książki. Do trylogii z pewnością wrócę i już pocieram rączki z niecierpliwości na myśl o ostatniej części. W tym tygodniu wybieram się do biblioteki, trzymajcie kciuki, żeby nikt mi jej nie porwał.
Większość z Was pewnie już ją czytała, ale jeśli nie, to nadróbcie zaległości. Zapomnijcie o jakichkolwiek uprzedzeniach, bo ja też je miałam i to był błąd, ale kto ich w życiu nie popełnia. Czytajmy klasyki, bo Władca pierścieni jest nią dla mnie w stu procentach.


"Idę swoją własną drogą, możliwe jednak, że wasza droga przez jakiś czas będzie równoległa do mojej."

Moja ocena:
9,5/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+3,1cm = 16,9/161
2. Najpierw książka, potem film

poniedziałek, 23 marca 2015

Kwiaty na poddaszu - Virgina C. Andrews


 
              
               
               
                 Gatunek: thriller, dramat, saga rodzinna
                 Tom: I/IV
                 I wydanie: 1979
                 Ilość stron: 380
                 Wydawnictwo: Świat Książki
                 Ekranizacja: tak






Wyblakły jak kwiaty na poddaszu. Trzymane latami, stworzone z kolorowych bibułek, dziś nie są już nawet matowe. Rozpadły się na milion kawałków.

"Kwiaty na poddaszu" to zadziwiająca opowieść o tym jak pieniądze potrafią zabić miłość, o tym jak ogromną władzę posiadają i kiedy na kartce widnieje wiele zer, blask oczu człowieka staje się tak piękny jak gwiazdy, zimne i dalekie, bez emocji. Serce niczym głaz zamiera, a dusza jest tak magiczna jak u robota kuchennego. Człowiek  staje się maszyną, biegnącą w jednym celu, działającą na najwyższych obrotach, aby tylko było ich więcej, zer na koncie.

Co kryje się pod nazwiskiem Dollanganger? Szczęśliwa rodzina, czwórka dzieci, piękna żona, przystojny mąż. Wszystko zmienia się w jednej chwili, kiedy do drzwi zapuka policjant, a mała Cathy usłyszy, że jej ukochany tatuś nie żyje. Prawda zacznie wychodzić na jaw, spadnie na nich jak grom z jasnego nieba i powoli, ale bardzo boleśnie, zacznie ich wyniszczać.
Corrine nie potrafi zaopiekować się dziećmi, postanawia zwrócić się o pomoc do swoich rodziców, szkopuł jednak tkwi w tym, że wiele lat temu popełniła niewybaczalny błąd, oni ją wygnali, a co za tym idzie, wydziedziczyli. Odebrali prawa do ogromnego majątku. Kobieta postanawia go odzyskać, tylko co z dziećmi, nikt nie może się o nich dowiedzieć, a w wielkim domu bardzo łatwo coś ukryć, na krótko, bo przecież niedługo tatuś umrze.

"Wtedy przyszła do mnie odpowiedź, której tak długo szukałam - a wielokrotnie się zastanawiałam, czym był ten tajemniczy przycisk, włączający miłość ... i pożądanie.(...) Tu chodziło o oczy. Sekret miłości tkwi w oczach, w sposobie porozumiewania się i mówienia bez otwierania ust."

Zamknij oczy, wyobraź sobie, że masz na sobie śliczną, różową sukienkę baletnicy, długie, blond włosy i jesteś tak niziutka, że gdy patrzysz na swoją mamę, zadzierasz swoją główkę jakbyś patrzyła w niebo. Kochasz tą piękną kobietę całym swoim serduszkiem, ufasz jej bezgranicznie i bez wahania zrobisz to, co sobie zażyczy, bo jesteś pewna, że działa ona dla Twojego dobra. Kiedy zamyka za sobą drzwi, tęsknisz, ale wiesz, że wróci.
Obietnice, prezenty, które dostajesz coraz częściej, wydaje Ci, że jest to rodzaj przekupstwa, bo ona przychodzi coraz rzadziej. Dla Twojego młodszego rodzeństwa jesteś jak matka, której im tak bardzo brakuje. Doroślejesz i zaczynasz dostrzegać, że coś jest nie tak. Teraz przychodzi co kilka długich tygodni, piękne sukienki, droga biżuteria, a ona już nawet nie patrzy Ci w oczy, odwraca je, żeby ukryć poczucie winy.

"Coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. [..] Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności."

Książka to źródło tajemnic, których nie odkryjesz, dopóki jej nie otworzysz. To magiczne narzędzie zaskakuje i tym razem zrobiło to nienagannie. Motyw kazirodztwa, tak trudny temat, był strzałem w dziesiątkę. Przyznam, że to dopiero moja druga książka, poruszająca ten temat, ostatnim razem byłam niemal obrzydzona, tym razem jestem zachwycona. Fanatycy religijni i ich ciemne oblicze. Były też fragmenty, które nie da się inaczej nazwać jak po prostu niesmaczne i dziwne. Picie krwi najstarszego brata, czułam się lekko zażenowana. Jednak potrafiłam wyczuć dramatyzm sytuacji, tragiczna historia, która odkrywając prawdę, ,mroziła krew w żyłach. Do czego zdolni są ludzie? Pieniądze czy miłość? Choroba psychiczna, czy inne zaburzenia?

źródło

Ta książka nie jest idealna. Ma swoje wady. Jak wszystko. Jednak potrafi zadziwić. Wprawić w osłupienie, wywołać smutek. Czasem nas zszokuje, jednak realnie pokazuje okrutne oblicze władzy pieniądza nad naszym życiem, problemy i błędy życiowe, które są tak trudne w ocenie. Ta książka nie jest nudna, mimo że przez większą część fabuła nie pędzi i nawet właściwie nic się nie dzieje, ale ona nie nudzi. W żadnym wypadku. Polecam, bo to dobra pozycja, choć prosto napisana, ale to w tym wypadku zaleta.

"Bóg nie pisał scenariuszy dla małych graczy tu, na dole. Sami sobie je pisaliśmy - każdym przeżytym dniem, każdym słowem, każdą myślą wyrytą w pamięci.  Mama też napisała swój scenariusz.  Był bardzo zły." 

A ogród na poddaszu powoli umierał. Kwiaty czekały na słońce i deszcz. Z każdym dniem blakły jak papierowe ozdoby. Czas uciekał, a drzwi wciąż były zamknięte...

Moja ocena:
7/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+2,8cm = 13,8/161
2. Najpierw książka, potem film 

poniedziałek, 16 marca 2015

Red Band Society - nowe serialowe odkrycie


Witam wszystkich bardzo serdecznie. Mam zaszczyt zaprosić Was na recenzję serialu, który stał się moim małym odkryciem tego roku. Ja, nałogowy serialomaniak, który ogląda ich więcej niż jest w stanie wymienić w ciągu godziny. Zaufajcie mi i dajcie mu szansę, a zaskoczy Was bardziej niż śnieg w Wigilię.

Szpital to tak przedziwne miejsce, w którym możemy usłyszeć najwięcej kłamstw, najszczersze słowa, najpiękniejsze wyznania miłości i najgorliwsze modlitwy. Zobaczyć ludzkie twarze, z których nareszcie zdjęto maski, nie chodzi o makijaż, a sztuczny uśmiech, o wypisany napis na twarzy "wszystko w porządku/czuję się świetnie". Tutaj się odkrywamy, kurtyna powoli odsłania scenę i stajemy się sobą.
Szpital to miejsce pożegnań, nowych początków i tragicznych zakończeń. Tutaj odkrywamy, co znaczy dla nas życie i druga osoba. To miejsce, które budzi przerażenie, nieraz odrazę, napawa nas lękiem, ale także w tym miejscu rozgrywa się życie, które czasem jest najnormalniejsze w swojej nieprzeciętności.

Red Band Society to serial, którego akcja jak już pewnie się domyślacie, rozgrywa się w szpitalu dziecięcym. Całą historię usłyszymy z ust chłopca o imieniu Charlie, powiecie nic niezwykłego, może i nie, ale jeśli dowiecie się, że jest on w stanie śpiączki, myślę, że inaczej spojrzycie na całą sytuację, bo ta historia jest niezwykła.
Nastolatkowie czekają na przeszczepy, przechodzą chemioterapię, walczą z anoreksją, to tylko część ich problemów, bo na horyzoncie pojawia się siostra Jackson, postrach szpitala. Osoba o olbrzymim sercu. Perypetie bohaterów zawarte w zaledwie 13 odcinkach, rozbawią Was wielokrotnie, napełnią optymizmem i nieraz wywołają przejmujący smutek. Wszystko to będzie idealnie ze sobą współgrać, nawet nie spostrzeżecie, kiedy zatopicie się w tej historii, a gdy nadejdzie koniec, zaskoczenie murowane. Wygrana w zdrapce to przy tym pikuś.

Pokochałam ten serial od pierwszego odcinka, komedio-dramat, który rozbawi i wywoła łzy. 13 odcinków trwających zaledwie 40 min. Serial jest niezwykle wartościowy, więc myślę, że ten czas dla nikogo nie wyda się stracony, a może lepiej, zostanie uznany za bardzo dobrze spędzony.


Octavia Spencer, aktorka, która wcieliła się w rolę siostry Jackson jest genialna. Bezkonkurencyjna postać w całym serialu. Jej szorstki charakter to tylko maska, pod którą ukrywa swoje ogromne i empatyczne serducho. Jest bohaterką dzięki, której niejednokrotnie wybuchniecie niekontrolowanym śmiechem.
Przystojny doktor McAndrew i Leo, którego obdarowałam specjalnym uczuciem. :D
Jedynej postaci, której nie byłam w stanie znieść, była Emma. Dziewczyna chora na anoreksję, wybranka Leo, nie, nie byłam zazdrosna. Zrozumiecie, gdy poznacie jej charakter.
Serial posiada wiele więcej barwnych postaci, każda wnosi coś od siebie, sprawia, że bez niej to nie byłoby już to samo.

Ścieżka dźwiękowa jest cudowna. Wiem, że każdy z nas ma inny gust muzyczny, ale są piosenki, przy których niemal każdy nie może przejść obojętnie. Tutaj znajdziemy, a raczej usłyszymy takich wiele. Niektóre z nich wciąż grają mi w uszach.

Nie potrafię w słowach oddać klimatu tego serialu, ale zaufajcie mi i obejrzyjcie pierwszy odcinek, wtedy stwierdzicie, czy rzeczywiście warto poświęcić mu czas. Choroba, siła, miłość, przyjaźń, stowarzyszenie czerwonych opasek. Tyko 13 odcinków, które przez krótki czas staną się Waszym nałogiem, krótki, bo niestety produkcja serialu została anulowana, co złamało mi serce. Fox i ABC Studios nie doszły do porozumienia. Zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Przykra wiadomość dla fanów, których ciągle przybywa...

Moja ocena:
8/10

"To, co boli to nie to, że jej nie ma. To co boli, to pamiętanie, że ona kiedyś tam była. Ale potem z czasem, wspomnienia też przestają boleć."

wtorek, 3 marca 2015

I wciąż ją kocham - Nicholas Sparks






                Gatunek: obyczajowa, dramat
                I wydanie: 2006
                Ilość stron: 351
                Wydawnictwo: Albatros
                Ekranizacja: tak




Każda książka Nicholasa Sparksa zachwyca mnie czymś niezwykłym. Za każdym razem odkrywam coś nowego, co w jakiś sposób łączy się z moim życiem, co otwiera moje oczy na może najbardziej banalne rzeczy, ale o bardzo istotnym znaczeniu, którego zazwyczaj nie dostrzegamy.

John Tyree to chłopak o burzliwej przeszłości, jednak na przestrzeni lat bardzo się zmienił, wydoroślał, docenił swojego ojca, mimo że nadal nie potrafił go zrozumieć, patrzył na niego z podziwem. Zaciągnął się do wojska, ten impuls, był jakby początkiem łańcucha przyczynowo-skutkowego.
Pewnego lata, na jednej z przepustek, poznaje uroczą dziewczynę o imieniu Savannah. To ona sprawia, że jego życie nabiera kolorów, a co ważniejsze celów, do których chce dążyć. Dzięki niej nareszcie potrafi zrozumieć swojego ojca i pogodzić się z losem jaki mu został przydzielony. Zakochują się w sobie i mimo, ze znają się zaledwie dwa tygodnie, postanawiają, że kiedyś się pobiorą. Dziewczyna obiecuje czekać na Johna, aż ten wróci z wojska.

Miłość, Bóg, choroba, to trzy główne składowe powieści Sparksa. Jego książki to nie tkliwe romansidła, ale co zawsze powtarzam, piękne historie pełne goryczy i radości. Połączenie tak niezwykłe, a zarazem tak banalne, bo idealnie odzwierciedlające prawdziwe życie. Moja Mama zawsze powtarzała; po deszczu zawsze wychodzi tęcza, wystarczy tylko ten jeden promyk nadziei. Promienie, które zawalczą o to, aby było lepiej. Żyjąc na codzień non stop doświadczamy wzlotów i upadków. Czasem jest słodko jak w romansidłach, innym razem jak w prawdziwym dramacie, nie mamy siły żyć dłużej.

"Jeśli z czymś się borykasz, rozejrzyj się dookoła, a zobaczysz, że wszyscy ludzie z czymś się borykają i że dla nich jest to równie trudne, jak dla ciebie."

Czasem zastanawiam się jaką historię miałby do opowiedzenia każdy z nas, gdyby tylko nie istniały bariery takie jak brak zaufania, tajemniczość, nieśmiałość, gdyby ludzie się otworzyli i zaczęli mówić. Wyobrażam sobie, że wiele z tych opowieści byłoby podobne do książek Nicholasa Sparksa. Gdyby nasze życie wyszło z pod pióra tego autora zapewne sąsiadka z na przeciwka, pani Stefania, starsza kobieta, ta która nigdy nie wychodzi z domu bez wyblakłego melonika, mimo że ewidentnie wygląda on jak model męski, usiadłaby w kawiarni razem z Tobą. Popijając herbatę, zaczęłaby opowiadać o swoich długich jasnych pasmach włosów, które pięknie dryfowały na wietrze wiele lat temu i że to określenie wymyślił, kiedyś Zygmunt, mężczyzna, którego pokochała. Opowiedziałaby zabawną historię, jak go poznała, jak czasem było ciężko i o tym jak na kolanach dziękowała Bogu za to, że jej życie ułożyło się właśnie w ten sposób. Łzy zmiennie z uśmiechem, dokładnie tak jak w jego książkach.

źródło
Sparks dosyć często stosuje dość specyficzny zabieg, jednego z bohaterów przenosi w przeszłość, aby to on sam, dokładnie tak jak pani Stefania, przy filiżance herbaty, mógł nam opowiedzieć swoją historię. Razem z bohaterem cofamy się w czasie. Jego książki są jak wehikuł czasu, jedyny działający, o tak silnym polu rażenia. Wystarczy tylko trochę wyobraźni i skupienia. Autor załatwia resztę. Odmalował on realną rzeczywistość, bohaterów, którzy są tak ludzcy jak to tylko możliwe. Poznajemy ich z każdej strony, dostrzegamy ich najbardziej egoistyczne pobudki, oni są wielowarstwowi, popełniają błędy, uczą się, dorośleją.

John Tyree jak pani Stefania opowiedział historię, która może wzruszyć, rozbawić, wywołać uśmiech. Jak dla mnie, była to niestety jedna ze słabszych książek Sparksa, ale niech Was to nie zwodzi, ona zaskakuje i jest warta przeczytania. Tym razem ciągłe opisy uczuć wydały mi się męczące, mało się działo, co zastąpione było myślami bohatera. To po czasie stało się nużące, ale nie można zaprzeczyć, że książka nie zachowała sparksowskiego klimatu. Długie minuty po zakończeniu powieści, wpatrywałam się w szybę autobusu, myśląc nad treścią, nad tymi pięknymi słowami, które zostały w niej zawarte. I mimo, że zakończenie ma wielu "przeciwników", ja podziwiam autora za taki ruch, jak dla mnie jest idealnie. Kolejny powód, dla którego uwielbiam Sparksa.

"Byłem świadom, że przypadkowy przechodzień widział płaczącego mężczyznę, któremu łzy płynęły strumieniem, jak gdyby nigdy miały nie przestać."

Kiedy jednak słońce już zachodzi pani Stefania zakłada z powrotem melonik i mówi, że musi już wracać. Patrząc na nią, dostrzegasz speszony wyraz twarzy, zapewne ją też zaskoczyła ta wylewność. Znów jest sobą i ponownie się zamyka, niczym ostatnia kartka, którą musisz obrócić, skrywając dziesiątki, a może setki tajemnic, które już na zawsze będą Ci obce, ale Ty już wiesz, że w jej życiu wydarzyło się o wiele więcej niż to, co widzisz na co dzień. Wiesz, że ten melonik to pamiątka po mężu, który odebrał sobie życie, zostawił ją, ale ona nadal go kocha. Niczym w książkach Sparksa, historia tak smutna, a zarazem piękna.

Moja ocena:
6/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+2cm = 10,5/161
2. Najpierw książka, potem film
 Film obejrzany po raz drugi i równie piękny, polecam! Piosenkę męczę od tygodnia <3