środa, 22 kwietnia 2015

Faceci to...

Uwaga! Ostrzeżenie na początek, to chyba dobry pomysł, zważywszy na fakt, że nie wiem czy jestem w odpowiednim stanie, żeby pisać ten tekst. Kiedy planowałam temat postu, sytuacja była nieco inna, zatem ostrzegam, szczególnie panów, ale bez obaw, faza na zamordowanie każdego mężczyzny nożem do papieru przeszła mi wczoraj. :D


Podobno każda kobieta ma jakiś ideał, choć nie zawsze o tym wie lub dochodzi do tego z czasem. Jednej podobają się mięśniaki, którym po wyjściu z siłowni, pękają koszulki na ramionach, innym, panowie biegający w bardziej obcisłych spodniach niż moje rajstopy w kropki, a jeszcze inne panie, tracą głowę, bo oby nie od razu bieliznę, kiedy na horyzoncie pojawi się przystojny szatyn w garniturze. Nie każda potrafi zdefiniować jaki jest jej ideał, poważny, zabawny, ambitny, niski, umięśniony i przez jakiś czas powtarza te utarte nastolatkowo-gazeciane schematy, rodem z Ostatniej piosenki z Miley Cyrus, kojarzycie Liama Hemswortha, wysoki, blondyn o niebieskich jak większość tramwai w Krakowie i wielkich jak talerze, oczach. W końcu jednak dochodzi do swojego ideału, a koniec końców zakochujemy się w kimś zupełnie odmiennym i to on staje się tym numerem jeden. W moim przypadku numery posypały się jak domki z kart, także dzisiaj przedstawiam Wam listę rezerwową, tą najlepszą, która jest jak termos z herbatą w zimowe dni, pocieszy i ogrzeje.


4. JARED LETO

Tego pana obdarzyłam szczególnym uczuciem za muzykę, którą tworzy, za głos, za grę, no i co tu będą robić z siebie perfekcyjną kobietę, (a każdy wie, że perfekcyjne kobiety to suki, ale o tym w następnym poście) bo jest niesamowitym przystojniakiem. Wokalista a zarazem gitarzysta zespołu, 30 seconds to Mars, która dziewczyna nigdy nie marzyła o zniewalająco urzekającym gitarzyście?! Jared jest też aktorem, może ktoś kojarzy go z Requiem dla snu, przy okazji polecam film lub Witaj w klubie, gdzie za najlepszą rolę drugoplanową dostał Oscara!!! Nie każde wcielenie pana Leto mi odpowiada, ale kiedy zobaczyłam go w piosence The Kill, zapomniałam jak się nazywam.



 

3. BILLE JOE ARMSTRONG


O jejku <3 Kiedyś pojadę na koncert Green Day i obiecuję Wam wtedy szczegółową relację. Jeśli nie wyskoczę na scenę i nie pobiegnę w stronę Bille'go to znaczy, że stałam się podstarzałą skneruską, a wtedy zrozumiem, jeśli mnie opuścicie, ale wiecie, wierni do końca, to się ceni ;)

Wokalista i gitarzysta, po raz drugi, oj chciałoby się. Uwielbiam go na scenie, to jest dopiero rock i ta sceniczna gra, a te włosy. Jednak, co najważniejsze, Green Day to moja muzyczna miłość, słucham ich z uzależnieniem nie mniejszym jak pan Miecio, zawodowy alkoholik żłopie piwo pod sklepem każdego dnia. Słuchałam ich odkąd pamiętam, z mniejszymi przerwami, ale ponoć w każdym związku potrzeba chwili wytchnienia, żeby zrozumieć jak mocno się kocha.
Niestety jedna myśl nie daje mi spokoju, Billy ma żonę, a poślubił ją rok przed moim urodzeniem :(((( + dwóch synów. No cóż, może wybaczą mi jak raz go przytulę, chociaż ochroniarze na koncercie mogą być innego zdania :O
 No i posłuchajcie --> piosenka -  mistrzostwo!





 2. IAN SOMERHALDER
  

5/6 lat temu, kiedy to większość gimnazjalistek na szkolnych korytarzach wrzeszczało do ucha swojej przyjaciółki słowa: "Baby, baby, baby, oh like baby, baby, baby, no like baby, baby, baby, oh I thought you'd always be mine", (haha przez jakiś czas też śpiewałam, ale udajmy, że tego nie było).
Ja wieszałam na ścianie, wysłuchując wrzasków Mamy, o kolejnych plamach z taśmy klejącej, plakat z wielkim napisem LOST, bo tam po raz pierwszy ujrzałam Iana Somerhaldera i już wtedy postanowiłam, że zostanie on moim mężem. Cóż, operacja dalej trwa...


Moja fascynacja osiągnęła swoje apogeum, kiedy jakiś czas później odkryłam nowy serial, The Vampire Diaries i tam Ian jako Damon Salvatore zawładnął moim serduchem. Niezaprzeczalnie najlepszy bohater, postać od której nie idzie oderwać oczu, humor, drapieżność, zły chłopczyk, która z młodych dam o takim nie marzyła i ta gra aktorska. I to podobno Nina(serialowa Elena) go rzuciła, jesteście w stanie to zrozumieć?!





1. EVAN PETERS

moje ulubione <3



Mój numer jeden bez większego gadania, choć miałam małe wyrzuty co do Iana, ale mam nadzieję, że mi wybaczy. Wystąpił między innymi w Po prostu walcz, gościnnie w serialu pt. Detektyw Monk, Dr House, Mentalista i jako jedna z głównych postaci w American Horror Story. Tym samym jest on jednym z głównych powodów, dla których z niesłabnącą fascynacją oglądam ostatni z podanych seriali. Jest genialnym aktorem,  uwielbiam go szczególnie za rolę Tate'a, coś wspaniałego. Jego blond włosy i ten uśmiech, to wystarczy, żeby wylądować na tapecie w moim telefonie. Tak, więc pewnie domyślacie się jak spędzam nudne wykłady ;)


---------------------------------------------------

Ludzie mówią, że po każdej znajomości zostaje coś dobrego, niestety niektórzy mogą pochwalić się tylko otwieraczem do wina, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Faceci to czasem świnie, ale jaki smutny byłby bez nich świat, za co byśmy wznosiły toasty na swoich babskich, pijackich wieczorach, do kogo wzdychały oglądając kolejny odcinek ulubionego serialu, nie tylko dlatego, że gra tam On. Bez facetów w sumie świat by przestał istnieć i tylko to powstrzymuje mnie od kupienia noża do papieru, ale dziewczyny ze zranionymi serduchami, teraz zwracam się szczególnie do Was, bez obaw, medycyna wciąż idzie do przodu! *


*Uwaga! Post z dużą dawką ironii, tak mówię tylko, gdyby ktoś chciał nasłać na mnie oddział antyterrorystyczny. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każde pozostawione słówko :D