wtorek, 29 grudnia 2015

Mało czasu - dużo książek

Grudzień to miesiąc, który kojarzy się nam z dużą ilością wolnych dni, jednak nie pokrywa się to z wolnym czasem, który moglibyśmy zarezerwować tylko i wyłącznie dla siebie. To czas, kiedy musimy zadbać o prezenty, upiec pierniczki, wymyć okna i zdjąć pajęczyny w miejscach, o których zapomnieliśmy. To miesiąc, w którym rodzina przypomina sobie o wzajemnych relacjach i zjeżdża się by spędzić ze sobą wspólne chwile. Te cztery ostatnie tygodnie w roku, to jedne z najbardziej magicznych, aż dziwne że pod wpływem historii o narodzinach Jezusa ludzie potrafili zbudować tak piękne tradycje. Mimo że często myślimy o rzeczach mniej ważnych, denerwujemy się zamieszaniem związanym ze świętami, ale w gruncie rzeczy, większość z nas choć raz poczuło to ciepło Bożego Narodzenia.
 Mimo, że już po świętach to mam nadzieję, że spędziliście je tak jak tego oczekiwaliście. Radośnie i z miłością. Mam nadzieję, że znaleźliście też czas dla naszego wspólnego hobby - czytania. Chociaż czasu nie było za wiele, to mam dla Was kilka książek, które udało mi się przeczytać :D






"Lisia dolina" to książka, którą chciałam przeczytać od dawna, dreszczyk emocji, który wyczułam już w opisie, przyciągał mnie jak magnes. Nie myliłam się, książka nie nudzi, z każdą stroną rozbudza ciekawość. Morderstwo, niesamowicie okrutne, które było kwestią "przypadku", stawia sprawę w dosyć niespotykanym świetle. To my mamy zdecydować, jak patrzeć na morderce. Trudna książka, ale warta przeczytania. Nie pożałujecie :)









Fragmenty tego reportaża były moją inspiracją do pracy maturalnej. Dwa lata później nareszcie się zmobilizowałam i zamówiłam książkę. Niesamowicie prawdziwe i rzetelne sprawozdania ze zdarzeń, które wydarzyły się na prawdę. Za każdym razem autor pozostawia nam "przestrzeń", abyśmy mogli się zastanowić i sami ocenić sytuacje. Czasem ciężko jest przebrnąć przez słowa, które są odzwierciedleniem ciężkiej rzeczywistości, czasem jest trudno popatrzeć na coś obiektywnie, czasem możemy tylko się zastanawiać, czy aby na pewno nie postąpilibyśmy tak samo.
Warto przeczytać, warto spojrzeć na rzeczy, które oceniamy z innego punktu widzenia.







Szczerze mówiąc po tej pozycji oczekiwałam czegoś innego. Spodziewałam się wojny, nieszczęśliwej miłości. Dostałam coś innego przez co na początku ciężko było mi przebrnąć. Nie żałuję, a wręcz dziękuję sobie w duchu, że dałam rady, bo ta pozycja jest bardzo wartościowa.
Książka wprawiła mnie niejednokrotnie w stan zdumienia, przeraziła i otwarła jeszcze bardziej oczy na okrucieństwo wojny. Co dzieje się z ludźmi, gdy już z pozoru wszystko się ułożyło? Kiedy wojna się kończy, czy wracają do tego co było przed jej rozpoczęciem? Co z bliznami, które zostały ukryte głęboko w naszej psychice?
Ta pozycja ukazuje jak ciężko jest wrócić. Jak widok śmierci niszczy człowieka. Jak cierpią kobiety i dzieci, które mimo że nie biorą aktywnego udziału w wojnie, są zaangażowane w nią na równym poziomie.
Piękna książka, ciężka w odbiorze, ale bardzo bardzo polecam.





Na sam koniec pozostawiłam sobie istną perełkę wśród książek, do których nigdy nie wrócę. Gdybym tylko mogła, przyznałabym jej Nagrodę Literackiej Dyni
Co dziwne, pierwsza cześć na prawdę mi się spodobała. Przymknęłam oko na ten banalny i jak często powielany, trójkąt miłosny, banalność, która pojawiała się chwilami, ale w rzeczy samej książka była wciągająca, ciekawa i bohaterowie... Chase, którego uwielbiałam. 
Co w takim razie stało się z druga częścią? Sama nie potrafię sobie tego do końca wyjaśnić. 
Pani McAdams wbiła mi nóż w plecy, kiedy tak po prostu jednym incydentem zmieniła losy bohaterów. Gdyby tego było mało, jakże męscy bohaterowie książki, zamienili się w ciepłe kluchy, misiaczków, których chce się tylko przytulać, którzy uchyliliby swojej ukochanej nieba, mimo że ta jak piłka do ping ponga lądowała w łóżku raz jednego, raz drugiego. 
W każdym razie nie zapominajmy o tym, że ona była wspaniała, niesamowicie piękna, mądra i dorosła, umysłowo rzecz jasna. Tak w ogóle to tam nie było brzydkich ludzi. Wszyscy wyglądali jak z okładki Glamour. Każdy też kochał Harper(gł. bohaterka), czytając o tym można zapomnieć, że istnieje jakiś tam stereotyp złej teściowej. 
Książkę czytałam na wykładzie z filozofii i mimo, że zazwyczaj na tym przedmiocie zasypiam, to żałuję, że zmarnowałam wtedy czas poświęcony wywodom naszego profesora. Razem z koleżanką przewidziałyśmy wszystko, co się wydarzyło. Zapewniło nam to świetną zabawę, jednocześnie pogrążając książkę. Każda sytuacja tylko podnosiła jej miejsce w randze debilizmu. 
Rozczarowałam się i to bardzo, bo po pierwszej cześci nie spodziewałam się, że "Wybieram miłość" nie zasłuży nawet na jedno słowo pochwały. Zdecydowanie nie polecam :(






 A na koniec, pragnę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji nowego roku. Życzę Wam postanowień, które w końcu przyniosą oczekiwane skutki, nowych cudownych przeżyć, szalonych przygód i spełnienia marzeń. A w sylwestra najlepszego szampana i zabawy do samego rana :D
Do zobaczenia wkrótce :*

Wyzwania: - Przeczytam tyle, ile mam wzrostu + 3,5cm + 1,2cm + 3,2cm + 2,2 cm = 77,8/161 - Przeczytam minimum 52 książki w 2015r. - 32/52

niedziela, 13 grudnia 2015

Jesienne czytanie cz. I

Wróciłam i znów mnie nie ma, a właściwie nie było, bo kolejny raz się tutaj pokazuję, tym razem, mam nadzieję, że już na stałe. Obiecuję się poprawić i więcej nie znikać. Choć ze smutkiem muszę przyznać, że przerwy między postami będą dłuższe i niezbyt regularne, ale chcę pisać dla Was i dla siebie. Mam w głowie sporo pomysłów i tematów do poruszenia. 

Dzisiaj przychodzę do Was z tym, co najczęściej możecie tutaj zobaczyć. Książki! <3
Nazbierało mi się tytułów do zrecenzowania, dlatego tak pokrótce przedstawię dzisiaj tylko kilka z nich. :D



"Mam tylko nadzieję, że biegniesz do czegoś, a nie uciekasz przed czymś."


Sparks to pisarz, do którego mam niezwykle wielki sentyment. Prawda nudna i szeroko znana. Powtarzam to chyba za każdym razem, kiedy piszę, o którejś z jego książek, a musicie wiedzieć o tym, że jestem już w połowie poznawania jego twórczości. :D 
Nie pisze on szczególnie ambitnie, ale za to jego historie są piękne i to jedno słowo jest najlepszą recenzją jaką mogłabym napisać. Kryje się pod nim tak wiele jak w słowach, które przelewa N. Sparks na karty swoich powieści. 

"Noce w Rodathe" czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Można się przy nich odprężyć, choć nie brakuje w nich bólu, bo jest coś co odróżnia książki Sparksa od typowych obyczajówek. One nigdy nie kończą się prostym happy-endem. Zawsze jest to "coś", przez co czujemy gorycz, choć w gruncie rzeczy skończyło się pozytywnie. Nie każdemu to pasuje, ale ja za to właśnie cenię autora. I ta mądrość, którą zawsze można dostrzec między słowami. Autor zdecydowanie zasługuje na uznanie.

Jeśli nie przeszkadza Wam ciężka rzeczywistość i chcecie poczytać o tym, że na miłość nigdy nie jest za późno, to polecam. Na pewno się nie rozczarujecie.






"seks to próba władzy. Wchodzisz na ring. Ona patrzy na Ciebie pyta: jesteś wystarczająco silny? Potrafisz mnie nagiąć? Potrafisz mnie złamać? Potrafisz sprawić żebym dała Ci od tyłu? Dostaniesz to co chcesz jeśli kobieta poczuje, że jest słabsza od Ciebie.
Mówisz są kobiety, które nigdy nie zdradzają? To tylko kwestia ryzyka i stopnia fascynacji. Jeśli maja pewność, że nikt się nie dowie, że niczym nie ryzykują będą zachowywać się jak najstarsza kurwa z Poznańskiej. Będą żebrać żebyś je tylko wziął. Jak najszybciej. Tu! Teraz! Bez zdejmowania ubrań, na stojąco, po drzwiami, na stole czy parapecie. Bo ludzie to zwierzęta."

Wokół tej książki swego czasu narobiło się sporo szumu. Krytyków co nie miara, ale znalazła się też masa pozytywnych głosów. Jednak to  nie to, przyciągnęło mnie do tego tytułu. Zrobiły to cytaty, które jak się później okazało, możemy znaleźć dopiero w drugiej części. 

Czarny to bohater książki, który prowadzi dość "luźny" styl życia. Bez zobowiązań i tylko dla przyjemności. Książka opływa w wulgaryzmy. Czasem nawet przeraża, bo jeśli miałaby ona przedstawiać obraz typowego mężczyzny., szczerze przyznam, że zwątpiłabym w płeć przeciwną. 

Zalety tej książki, mogą być dla jednych plusem, dla innych, minusem. Książka nie trafi do każdego i chyba trafić nie powinna, bo do niej trzeba podejść na luzie, tak jak główny bohater, podchodził do swojego życia, a wtedy gwarantuje Wam ona świetną zabawę i jeśli załapiecie ten typ poczucia humoru, możecie być zadowoleni. Ja co prawda fanką "Pokolenia Ikea" nie zostałam, ale muszę przyznać, że w gruncie rzeczy, jestem na tak.






Kolejna część "Pokolenia Ikea" po jakże zachęcającym do dalszego czytania, zakończeniu, części pierwszej, zaczyna się o wiele lepiej. I tak już pozostanie do końca. Autor nie odstąpił od swojego stylu, wulgaryzmy, niezobowiązujący seks, przygody, alkohol. Żyć nie umierać. A jednak bohater trochę zmądrzeje, a dzięki temu, wiele fragmentów przypadnie do gustu nawet zagorzałym romantyczkom/romantykom. 

Będzie ciekawie i zabawnie, no i oczywiście w tej części znalazłam wreszcie te pamiętne cytaty. 

Polecam, szczególnie tym, których nie zraziła część pierwsza. :D

"Jest coś podniecającego w gotowaniu. Możesz jej podać łyżkę z sosem, żeby spróbowała. Możesz stanąć za nią, napierając na jej pośladki, alby pokazać, jak powinna utrzeć ser. Może usiąść na blacie, rozchylając uda. Możesz dolewać jej wina bez ograniczeń. W końcu gotujecie. Możesz ją klepnąć w tyłek. Możesz ją ubrudzić, a następnie zdjąć z niej to, co ma na sobie. Możesz ją w końcu nakarmić. A jeśli zrobisz to naprawdę dobrze... Zaprawdę powiadam wam: więcej kobiet doprowadziłem do orgazmu widelcem i makaronem niż innymi częściami ciała."

"Jeżeli on odsuwa Ci krzesło, kiedy siadasz, otwiera drzwi, kiedy wsiadasz, podaje płaszcz i ułatwia wejście do lokalu - to nie znaczy, że Cię kocha. Nie powinnaś mylić dobrych manier z zaangażowaniem. Jeżeli trzyma Twoje włosy, kiedy wymiotujesz jak kot na imprezie, to nie znaczy że Cię kocha. Jeżeli się z Tobą przespał - to nie znaczy, że Cię kocha. Nawet jeżeli następnego dnia zadzwonił. Nawet jeżeli przespał się ponownie. Nawet jeśli sypia z Tobą od roku - to nie znaczy że Cię kocha i że do czegokolwiek się zobowiązał. Nawet jeśli mówi, że kocha, to może to oznaczać zupełnie coś innego... Ja wiem Olu, że jesteś z innego pokolenia. Mamy równouprawnienie, kobieta może wysyłać sygnały tak samo jak mężczyzna, może podejmować inicjatywę i brać sprawy w swoje ręce. Ale kochanie, nie ma tak nieśmiałego mężczyzny, żeby nie był w stanie wystartować wtedy kiedy naprawdę mu zależy. Nie goń, nie ścigaj, nie napieraj. To Ci się zwyczajnie nie opłaci."



Wyzwania:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu + 2cm + 1cm + 1,5cm = 66,7/161
- Przeczytam minimum 52 książki w 2015r. - 28/52
- Przeczytam wszystkie książki jednego wybranego autora - Nicholas Sparks - 9,5/18

A Wy? Czytaliście? Jak oceniacie? :D

poniedziałek, 26 października 2015

Dom na plaży - Sarah Jio





Gatunek: obyczajowa, dramat
Wydawnictwo:Między Słowami
Ekranizacja: nie







Przyznacie, że czasem zdarzają się dziwne zbiegi okoliczności, ale niektórzy z nas wierzą, że każde nasze działanie prowadzi do celu. Przeznaczenia. Hasło, które wywołuje ironiczne uśmiechy, rozmarzone spojrzenia, ekscytację i zainteresowanie. Część z nas się tego wypiera, inni ukrycie mu ufają, a zdecydowana większość nawet nie wie, że w nie wierzy. Bo kto choć raz, w duchu nie pocieszył się słowami "widocznie tak miało być", niech pierwszy rzuci kamień. Tak na prawdę, wielu chciałoby w to wierzyć, to takie pocieszające, że nie tylko my ponosimy odpowiedzialność za nasze czyny. To jest jak obietnica, że kiedyś będzie lepiej, że jeszcze dostaniemy to, na co zasługujemy. Każdy z nas ma pewnie inne zdanie na ten temat, tą kwestię dzisiaj zostawię, ale za to poproszę Was, żebyście na krótki moment uwierzyli. Wyobraźcie sobie, że jest coś takiego jak przeznaczenie i odgrywa istotną rolę w naszym życiu. A teraz, zamknijcie oczy. Podajcie mi rękę. Zaprowadzę Was w niesamowite miejsce, a tej wycieczki nie zapomnicie do końca życia.

Anne, młoda pielęgniarka była zaręczona. Jednak w jej życiu czegoś brakowało, choć wydawać by się mogło, że miała wszystko. Bogaty, przystojny narzeczony, rodzice, którzy zapewnili jej wszystko, pewna przyszłość, miłość, przyjaźń. Rzec jednak trzeba, że życie dziewczyny toczy się podczas wojny. Pod wpływem przyjaciółki rusza na front, by nieść pomoc rannym żołnierzom. To właśnie na pięknej wyspie Bora-Bora, gdzie świat wydaje się niemal rajem, poczuje co znaczy cierpienie. Stanie przed trudnymi wyborami, odkryje czego jej brakowało w tym pięknym, dostatnim życiu.

Miłość, strach, zagrożenie, kłamstwa, zbrodnia, zdrada. Ta książka jest niesamowicie przyjemna i pewnie zastanawiacie się jak po tych strasznych słowach mogę użyć takiego słowa, ale ta książka na prawdę taka jest. Główna bohaterka staje się nam niemal przyjaciółką. Zabiera nas, na wyspę, w walizce, jako dodatkowy bagaż i jako obserwatorzy przeżywamy z nią tą niesamowitą historię, pełną emocji i wrażeń.

Nie mogłam się oderwać, przeczytałam ją w zaledwie dwa dni i choć nie do końca mogę uwierzyć, że przeznaczenie może mieć aż taką moc, to przy tej książce chciałam. Bo ta historia była urzekająca i popatrzmy na nią tylko przez palce, a damy się oczarować. Choć skończyłam czytać ją wczoraj, wciąż myślami jestem na Bora-Bora przy krzewie hibiskusa w opuszczonym, drewnianym domku, gdzie Anne z pewnym żołnierzem przeżyli najbardziej kulminacyjne dni swojego życia.

"Niektóre historie mają pozostać niedopowiedziane"

Wyzwania:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu + 2,2cm = 62,2/161
- Przeczytam minimum 52 książki w 2015r. - 25/52

niedziela, 18 października 2015

Na ratunek - Nicholas Sparks

Witam Was ponownie!

Mój powrót zapowiedziałam na kilka miesięcy temu, no cóż, życie potrafi się komplikować. Hasło przewodnie moich wakacji, to brak czasu, ale to chyba lepiej jak coś się dzieje. Mam nadzieję, że do mnie wrócicie i razem będziemy tworzyć tego bloga, ja dodając posty, a Wy, wyrażając swoją opinię. Mam też kilka pomysłów na powiększenie Waszej roli, ale o tym wkrótce. Szykuję też posta, w którym opowiem o swoich wakacjach i obiecuję dużo zdjęć. Wybaczcie tak długą nieobecność, ale tęsknię za pisaniem, mam już to chyba we krwi. Działamy dalej? :D



                                                                     ---------------------------------------------------------


 




Gatunek: obyczajowa, dramat
 Wydawnictwo: Akurat
 Ekranizacja: nie






"Ludzie przychodzą i odchodzą… pojawiają się i znikają z twojego życia prawie tak jak bohaterowie ulubionej książki. Kiedy ją w końcu zamykasz, postaci opowiedziały swoją historię i zaczynasz czytać nową książkę z całkiem nowymi bohaterami i ich perypetiami. I po jakimś czasie koncentrujesz się na nich, a nie na tych z przeszłości."

Kolejny raz w powieści Sparksa pojawia się motyw nieuleczalnej choroby. Tym razem takiej, którą ciężko zdiagnozować. Synek Denise Holton nie potrafi mówić. Samotna matka musi radzić sobie z wieloma przeciwnościami losu, któregoś dnia ulegają wypadkowi, malec gubi się w lesie. Na ratunek rusza strażak, który odegra dość znaczącą rolę w życiu tej dwójki, ale niestety w życiu nie ma happy endów, tak też tutaj, fabuła dopiero weźmie rozbieg, nie dając żadnych kart ulgowych.

Sparks ma w sobie coś, co przyciąga mnie do jego książek, wystarczy, że zobaczę to nazwisko na okładce. Nie bez powodu też, wyznaczyłam sobie cel, żeby w tym roku przeczytać wszystkie jego powieści. <idzie marnie :O>
Każda z pozycji, którą przeczytałam zawiera jakieś przesłanie, prawdę życiową, której każdy powinien być świadomy. Są piękne i napełniają nas nadzieją, na lepsze jutro, na to, że może życie nie jest tak do bani jak wydaje się nam w pochmurne, jesienne wieczory.
"Na ratunek" to nie książka, którą poleciłabym wymagającemu czytelnikowi, który oczekuje czegoś z górnej półki, bo Sparks nie celuje do prawdziwych koneserów literatury, ale do zwykłego czytelnika, który pragnie odprężyć się przy powieści, ale i wymaga, by po prostu nie zmarnować czasu.

Polecam!

Wyzwania:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu + 2,2cm = 60/161
- Przeczytam minimum 52 książki w 2015r. - 24/52
- Przeczytam wszystkie książki jednego wybranego autora - Nicholas Sparks - 8,5/18

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Chwila na oddech

Witam Was moi kochani. Nie było mnie tu dosyć długo i dzisiaj zamiast wielkiego powrotu z fanfarami, deszczem szampana i fontanny z czekoladą, mam dla Was tyko krótki komunikat, który łamie mi serce. Piszę do Was po długim milczeniu, jak chłopak, który boi się stanąć twarzą w twarz ze swoją dziewczyną i oznajmić jej, że to koniec. Tak też z podkulonym ogonem przyznaję się , że na jakiś czas muszę Was opuścić. Wrócę, gdy trochę ogarnę swoje życie, wenę pisarską i znajdę choć chwilkę czasu. Pisanie jest dla mnie zbyt ważne, żebym potrafiła z nim skończyć raz na zawsze. Odkąd pamiętam to coś skrobałam, mam furę pamiętników, własnych opowiadań i wierszy, pisałam kilka blogów, ale to ten pokochałam najbardziej i Was, za to że czytacie i wciąż ze mną jesteście. Chcę rozpocząć nowy etap w swoim życiu, coś zmienić, od jakiegoś czasu czuje niedobór "emocji". Trzeba ruszyć tyłek i zacząć coś robić! Zdradzę Wam tylko tyle, że w moich planach jest zapisanie się na pewne zajęcia, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jednym z pierwszych postów, które się pojawią, będzie dotyczył tej tajemniczej rzeczy i uwierzcie mi, będzie to nieco kontrowersyjne, więc powiem nieskromnie, chyba warto :P

Szczerze wierzę, że mnie nie opuścicie. Ja też tego nie robię, strona na fb będzie nadal aktywna, bloga nie mam zamiaru usuwać, bo tu wrócę. Trzymajcie kciuki, a ja Wam życzę cierpliwości do mnie ;) i udanego czerwca, a może w następnym miesiącu spotkamy się znów tutaj :D

PS. Na fb nadal będę publikować króciutkie posty na temat książek/filmów/seriali.

źródło

środa, 20 maja 2015

Love, Rosie - Cecelia Ahern




              

                Gatunek: obyczajowa
                I wydanie: 2004 jako Na końcu tęczy
                Ilość stron: 512
                Wydawnictwo: Akurat
                Ekranizacja: tak jako Love, Rosie




Często powtarzamy, jestem już na to za stara, gdzie ja, przecież tu są same dzieci, no co Ty, już za późno i wyobraźcie sobie, że każde z tych zdań to tylko wierutne kłamstwo. Tak właśnie tłumaczymy swoją niechęć, lęk przed ryzykiem, pośmiewiskiem, nieśmiałość, strach przed zaczynaniem na nowo. Każdy początek jest trudny, czytałam ostatnio pewien cytat, który porównywał nowe początki  do cofnięcie się z pozycji mistrza do ucznia, jakże trafne spostrzeżenie. Taki restart to dla nas zagrożenie, niesie ze sobą ryzyko, bo w końcu możemy sobie nie poradzić, na szali stawiamy wszystko co mamy, z drugiej strony jest jedna wielka niewiadoma. Podobno ryzykują tylko głupcy, ale kiedy jest dużo do wygrania, to chyba warto czasem stracić rozsądek.

Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Prawdziwa miłość pokona największe przeszkody. Tylko skąd wiedzieć, czy uczucie, które nas łączy to właśnie to, o czym przez wieki pisali poeci. To podobno się czuje, tak powie babcia, której doświadczenie jest nie do podważenia. Jednak zawsze pozostaje ta niepewność, bo każda sytuacja jest inna, każdy człowiek to zupełnie różna osoba, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie istnieją magiczne motylki w brzuchu, miłość od pierwszego wejrzenia i niewytłumaczalny dotyk, po którym wiesz, że to jest ta osoba. Filmy sprawiły, że szukamy czegoś, co nie istnieje. Miłość buduje się przez lata, tą trwałą, prawdziwą. Nie twierdzę, że nie można się zakochać w kimś po bardzo krótkim czasie, ale jest to raczej tylko zauroczenie bez fundamentów, zdarza się, że może być trwałe, ale żeby stworzyć coś prawdziwego, potrzeba czasu, wspólnych doświadczeń i przeżyć, bo to one łączą ludzi.

źródło
Rosie i Alex byli najlepszymi przyjaciółmi od pieluchy. Przeżywali wzloty i upadki. Każdy też miał chyba taki okres w życiu, kiedy w szkole, chłopcy bali się złapać za rękę dziewczynę, oczywiście z wzajemnością, już wtedy przyjaźń bohaterów została wystawiona na próbę. Po latach wkraczając w szalony okres dorastania, Alex zakochał się po raz pierwszy, przyjaźń odeszła na dalszy plan. Mimo tego dalej byli nierozłączni do czasu... Ojciec chłopaka dostał pracę na innym kontynencie, nie dotarł na bal maturalny Rosie i ten jeden dzień, odmienił zupełnie ich życia.
Czy siła przyjaźni Rosie i Alexa przezwycięży tysiące kilometrów? Czy lata rozłąki nie zmienią uczuć, którymi siebie darzą?

"Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. Wiemy o tym, ale za każdym razem, gdy się to zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyna rzecz w naszej egzystencji, której możemy być pewni, ale często łamie nam serce."

Książka Love, Rosie może być znana niektórym pod innym tytułem, a mianowicie Na końcu tęczy. Jest to druga powieść Cecelie Ahern, zaraz po P.S. Kocham Cię, którym zadebiutowała na szeroką skalę. Irlandzka pisarka ujęła swoich czytelników prostotą, aczkolwiek ogromną spostrzegawczością i ciepłem swoich powieści. Love, Rosie dzieli te cechy z innymi książkami autorki, ale też daje coś, co ją wyróżnia. Jest to powieść epistolarna, składająca się tylko i wyłącznie z listów, wiadomości z chatów internetowych itp. Nie jestem zwolenniczką tej formy, co też przysłużyło mi się lekkim stanem nerwicowym, tym bardziej, że nie mogłam przerwać czytania. Ta książka uzależnia, uwierzcie na słowo.

źródło
Zaryzykuję i napiszę coś szalonego, choć pewnie stwierdzicie, że po dwóch książkach autorki nie jestem jeszcze uprawniona do wygłaszania takich deklaracji, ale co tam, żyje się raz. Powieści Ahern są balsamem dla duszy czytelnika. Za każdym razem, gdy je czytałam, czułam się lepiej, a tak się złożyło, że ostatni okres był dla mnie bardzo ciężki. Ta książka w pewien sposób mi pomogła. Autorka w bardzo przyjemny sposób potrafi wlać ciepło między słowa, co napawa nas nadzieją i spokojem. Love, Rosie to idealny poprawiacz humor. Wielokrotnie mnie rozbawiła, dzięki humorowi, wyważonej ironii i bohaterkom, a zwłaszcza przyjaciółce Rosie, której wypowiedzi potrafiły wywołać u czytelnika kilkuminutowy, chroniczny śmiech.
Pełna emocji, to mało powiedziane, czytając mamy ochotę wstrząsnąć bohaterami, zamknąć książkę i uderzyć ich porządnie w głowę. Krzyczymy wewnętrznie, że są głupi i nie rozumiemy ich zachowania, chociaż wiemy, że przecież oni nie są świadomi tego wszystkiego, co my, wszechwiedzący czytelnicy. Na pochwałę zasługuje również fakt, ze bohaterowie nie są perfekcyjni, mają multum wad, ale i zalet. Mimo wszystko trudno ich nie polubić.

"Pozostawiłam więc moją cudowną, inteligentną rodzinę, zanurzyłam się w ciepłej kąpieli i zaczęłam rozważać samobójstwo przez utopienie. Potem jednak przypomniałam sobie o resztkach ciasta czekoladowego w lodówce i wynurzyłam się, nabierając powietrza w płuca. Dla niektórych rzeczy warto żyć."

Love, Rosie to książka przede wszystkim o dorastaniu. Ukazuje jak człowiek zmienia się od dziecka, aż do dojrzałej dorosłości. Przewrotność losu w naszym życiu, czasem wydaje się śmieszna, tutaj momentami nawet przesadzona, ale może i nasze życie takie jest. W każdym razie nie wiemy, czy nie mijaliśmy swojego ukochanego/ukochanej siedem razy, zanim wydawało nam się, że pierwszy raz się spotkaliśmy, czy nie usiadłeś/aś na tym samym miejscu w tramwaju, które on chwilę wcześniej opuścił. Może ktoś ogląda nas na ogromnym telewizorze i krzyczy, żebyśmy się tylko obrócili, chwilę poczekali, a my jak te osły pędzimy i nie widzimy tego co istotne.
Powieść Ahern to książka, która będzie idealna na depresyjny dzień, poprawiacz humoru i umilacz czasu w jednym. Pozwoli nam spojrzeć na życie z różnych perspektyw. Da trochę do myślenia i zmotywuje do działania, bo i na tym aspekcie Ahern skupiła się dość szczegółowo. Jeśli tylko potrzebujecie kopa do działania, ta książka, będzie dla Was idealna.

Moja ocena:
6,5/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+3,8cm = 32,4/161
2. Najpierw książka, potem film

wtorek, 12 maja 2015

W naszym domu - Jodi Picoult






                Gatunek: dramat
                I wydanie: 2010
                Ilość stron: 696
                Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
                Ekranizacja: nie




Są ludzie, których nigdy nie zrozumiemy i nie mówię tu o sąsiadce, która codziennie wstaje o 5 rano, żeby wziąć udział w porannej Mszy Świętej, ani o pani Zofii, która co jakiś czas nosi ciemne okulary, mimo że słońce nie raczyło nas powitać tego dnia. Ukrywa limo, którym kolejny raz obdarował ją jej kochający mąż. Choć mówimy, że nie potrafimy ich zrozumieć, to jednak każdy z nas wymieniłby pewnie po kilka powodów, dlaczego postępują tak a nie inaczej. Są jednak ludzie, którzy różnią się od nas, nie potrafią komunikować się z innymi osobami, unikają dotyku, potrafi ich rozdrażnić szum jarzeniówki, nie wiedzą co to miłość, radość, smutek, kiedy ktoś płacze, odwracają głowę, kiedy grupa się śmieje, dołączają się ochoczo, żeby tylko nie odstawać. Ich postrzegania świata różni się znacznie od neurotypowego, a jest to spowodowane różnymi zaburzeniami.

Jacob Hunt nie jest zwyczajnym chłopcem. Po pierwsze w świetle prawa można by go nazwać młodym mężczyzną, osobą dorosłą, która może odpowiadać za swoje czyny. Po drugie cierpi na zespół Aspergera, łagodną postać autyzmu. Drugie powinno być pierwszym, ale taka kolejność jest celowa, bo oto ten chłopak, zostaje oskarżony o morderstwo. Jako osoba cierpiąca na podane wcześniej zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, jest nadwymiar inteligentny, pasjonuje się kryminalistyką, a co jest charakterystyczne dla tego typu ludzi, wie na temat swojego zainteresowania więcej niż niejedna osoba pracująca w zawodzie. Jego hobby to urządzanie scenek morderstw, które rozwiązuje jego matka, Emma, oglądanie kryminalnych seriali i odgadywanie zagadek na czas, często też pojawia się na miejscach przestępstw, pomagając rozwikłać sprawy. Kiedy ginie jego nauczycielka, staje się głównym podejrzanym. Zespół Aspergera stanie się jego bronią, a pasja i zainteresowania ciosem. Czy Jacob jest winny? Po jakim czasie Ty rozwiążesz tą zagadkę?

"W miłości na wojnie i podczas przesłuchania wszystkie chwyty są dozwolone."

Przyznam się szczerze, że pomimo tego, że nałogowo oglądam seriale detektywistyczne i czytam książki z tym motywem, to kryminalistyka nie jest moją mocną stroną i nic w tym dziwnego, własnych kluczy szukam po kilka dni, a co dopiero rozwiązywać jakieś zawikłane zagadki. Także tym razem totalnie się wyłożyłam, do ostatnich stron nie byłam pewna, czy Jacob jest rzeczywiście winny, choć jeden z moich scenariuszy się sprawdził, szkoda tylko, że ostatecznie na nim nie postawiłam, ale w tym momencie należą się brawa dla autorki. Trzymanie w napięciu i niepewności do ostatnich stron, to nie lada wyzwanie, szczególnie, kiedy książka liczy ich prawie 700!

"Kto musi starać się być normalny, zazwyczaj jest nienormalny."

W naszym domu jest swego rodzaju kompendium wiedzy na temat autyzmu, a właściwie jednej z jego postaci, zespołu Aspergera. Informacje podane są w bardzo subtelny sposób, co nigdy nie naprowadzi nas na skojarzenie łączące książkę z podręcznikiem szkolnym. Tak się składa, że osobiście znam małego chłopczyka, który cierpi na autyzm, tym samym ta pozycja, stała się dla mnie obiektem porównawczym, rzeczywistości z fachową wiedzą. Fachową, bo autorka zasięgała informacji prosto z ust osób, zajmujących się tego typu zaburzeniami. Książka sprawiła, że jeszcze bardziej podziwiam rodziców, którzy wychowują dzieci cierpiące na autyzm. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki trud trzeba w to włożyć, jak boli, kiedy na ulicy Twoje dziecko dostaje ataku, dzięki temu, że wygląda jak normalny chłopiec/dziewczynka, zostanie nazwany niewychowanym bachorem, a Ty, niezdarną, złą matką, która nie potrafi zapanować nad swoim dzieckiem. Emma matka Jacoba, to niezwykle silna kobieta, poświęciła się, odmówiła sobie wszystkich marzeń, swoim życiem uczyniła chłopca chorego na autyzm i jego brata. Los nie był dla niej łaskawy, choroba syna, drugie dziecko, odejście męża, kłopoty finansowe, a na koniec oskarżenie o morderstwo jej najstarszego syna. Życie nie daje kart ulgowych, ani nawet przetargowych. Czasem mamy wrażenie, ze wpadliśmy w czarną dziurę, głęboką i bagienną. Dopóki się z niej nie wydostaniemy to pasmo pechowych zdarzeń nas nie opuści. Szkoda tylko, że niektórzy urodzili się pod pechową gwiazdą, ale dzięki Bogu każda w końcu spadnie i wtedy nawet nie trzeba wypowiadać życzenia.

Każdy z nas w życiu przechodzi przez lepsze i gorsze okresy. Nie można się złamać, dać komuś satysfakcji, poddać się nie tyle przed światem, co przed sobą, a jeśli to już się stanie, to nic, każdy kiedyś się potknął, wylądował na twarzy, zdarł kolana. Ważne, żeby się podnieść, powoli, ale skutecznie, znowu znaleźć sens, zacząć się uśmiechać i to jest sukces, to jest życie.

"Prawdziwa matka nie słucha z pokorą i wstydem, kiedy jakaś starsza pani w kolejce do kasy nieproszona zaczyna ją pouczać, jak należy radzić sobie z dzieckiem, które wpadło w histerię. My, prawdziwe matki bierzemy krzykacza, sadzamy go w koszyku babci od dobrych rad i mówimy: "Świetnie. Może pani poradzi sobie lepiej"."

Jodi Picoult jest jedną z najlepszych pisarek, jaką miałam przyjemność poznać na kartach powieści. Potrafi porwać czytelnika, stworzyć świat wyobraźni, niemal realny, który zawładnie czytelnikiem i nie pozwoli mu oderwać się choćby tylko po kostkę czekolady. Wątek kryminalny, psychologiczny i niebanalna historia. Napisana na bardzo dobrym poziomie, uczy tolerancji i pomaga się otworzyć na inność. Siła, nowe początki i miłość ponad wszystko. Ta książka jest piękna, mądra i bardzo wartościowa. Mimo ciężkiego tematu, nie jest trudna w odbiorze, ani nawet tkliwa. To powieść dla bardziej wymagających czytelników, dla osób, które nie tylko przy książce chcą się odprężyć, ale dowiedzieć się czegoś o życiu. Polecam, na pewno nie pożałujecie.

Moja ocena:
8,5/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+4,4cm = 28,6/161







A to chłopczyk, o którym wspomniałam w recenzji, może ktoś zechciałby pomóc. Nawet kilka złotych od osoby jest w stanie zdziałać cuda :)

poniedziałek, 4 maja 2015

Pisarski kącik - Jej purpurowe włosy

Jakieś cztery miesiące temu obiecałam Wam, że utworzę cykl, w którym będę publikować swoje małe utwory. Mówię dużo, robię mało, ale w końcu trzeba wziąć się za realizowanie swoich planów. Tak też dzisiaj mam dla Was wiersz, który swego czasu zajął trzecie miejsce w konkursie organizowanym przez Awiolę i został "uwieczniony" w ebooku, którego możecie sobie ściągnąć o tutaj - klik. Szczerze ufam, że Wam również się spodoba. :)

PS. Wkrótce pojawi się nowa zakładka, w której będą bezpośrednie linki do wszystkich opublikowanych już wierszy/opowiadań itp. :D

źródło

Jej purpurowe włosy błyszczały                                                       Każdego wieczora na skórze swej gładkiej
Patrzyła w głębie swej duszy                                                            Rozżarzonym węgielkiem na dowód miłości
Palcem na oknie pisała                                                                      Spisywała słowa ostatniej rozmowy
Słowa, których nikt nie miał zobaczyć.                                            Flirtu, który połączył tych dwoje.

Lecz ciemność tajemnic skarbnica                                                    Każdego dnia słowo
Skrywała miłość najczystszą                                                              Lecz słów już zabrakło.
Ten rodzaj, nic nie wymagający                                                       Jej skóra płonęła
Dający jedynie dobro.                                                                      Miłością najgłębszą.

Dziewczyna wciąż powtarzała                                                         Dziewczyna wzrok swój podniosła
"Będę żyć wiecznie, przysięgam."                                                    Z pod opadających pasm purpurowych.
Kłamała.                                                                                           To był już koniec,
Jej serce było złamane.                                                                     Wiedziała, gdzie idzie.

Gdy miłość odeszła wraz z ziemią,                                                    W cieniu mahonia,
Tą pierwszą, rzucona na trumnę.                                                       Tu kiedyś byli,
Mówili, że to już koniec, zapomni.                                                    Tu się kochali,
Lecz ona kochała, tym mocniej.                                                         I tu się rozstali.

Pisała palcem po szybie                                                                      Życie wciąż pędzi.
Zgrzytała paznokciem, by mocniej,                                                   Ona została.
By ślad został trwały,                                                                          Żyła przeszłością,
By widział, że ona pamięta.                                                                Ten moment wybrała.

Gdziekolwiek on jest,                                                                        Patrzyła na krzyżyk,
Niech wróci, niech powie, że nie zapomniał.                                    Pistolet w dłoni trzymała.
Ich pierwszy flirt, te słowa,                                                                Od lat to planowała.
Wyryte w pamięci jak blizny.                                                            Zamknęła swe oczy.

Ona nie mogła                                                                                   Lecz wtedy ktoś dotknął
każdego wieczora raniła swe życie.                                                   Nagiego ramienia,
Nie chciała zapomnieć,                                                                      Dziewczyny z drżącą ręką.
Pragnęła, by wszystko było jak wcześniej.                                        Odsunął pistolet, powiedział "nie teraz".

"Mój najlepszy flirt"                                                                          Ona spojrzała,
tak pomyślała tamtej nocy,                                                                Słów jej zabrakło.
kiedy leżała patrząc w przestrzeń spokojną.                                       Jej serce odżyło na nowo,
Chwilę później jej życie skończyło się z trzaskiem.                           Czy to możliwe, spytacie...
 
Umarła jej dusza                                                                                Dziewczyna wciąż żyje
Lecz ciało zostało.                                                                              Co wieczór modli się pod drzewem mahonia.
Jej serce pogrzebano pod drzewem mahonia                                     Raz tylko córka spytała o blizny na nogach,
W trumnie, z człowiekiem, którego kochała.                                     Odpowiedziała "mama kochała zbyt mocno".

wtorek, 28 kwietnia 2015

Perfekcyjna kobieta to suka


              

                Gatunek: poradnik
                I wydanie: 20013
                Ilość stron: 157
                Wydawnictwo: Feeria
                Ekranizacja: nie






W ostatnim poście: Faceci to..., nieprzypadkowo wspomniałam, że każda perfekcyjna kobieta to suka. Tą jakże przydatną wiedzę wyniosłam z poradnika o niesłychanie genialnym tytule, którym autorki kupiły mnie już na samym starcie. Jestem odważnym człowiekiem(haha - śmiech publiczności), ale w Empiku musiałam wysłać swoją przyjaciółkę, żeby o nią pytała, co te zasady dobrego wychowania robią z człowiekiem, ale że była w lekkim stanie upojenia alkoholowego(pilnowałam ją, bez obaw), załatwiła sprawę i tak właśnie ta cienka książeczka, trafiła w nasze wspólne posiadanie. Z biegiem stron, stała się naszą prywatną Biblią, a nawet delikatnym balsamem dla duszy.

"Jeśli nic ci nie wychodzi, jeśli twoje życie jest nudne jak flaki z olejem, spójrz w lustro, wyciągnij rękę i powiedz "Chodź, będziemy tańczyć!" To działa. Przysięgam."

Pewnego razu, całkiem przypadkowo natknęłam się na cytat, który wywołał bananowo-szeroki uśmiech na mojej twarzy. Zakochałam się w nim i natychmiast zwróciłam o pomoc do wujka Google, z pytaniem, o tytuł książki. Zanim ją znalazłam już wiedziałam, że pochłonę ją niczym ciasto czekoladowe, z ogromną przyjemnością. Okazało się, że to poradnik, a ja ten gatunek omijam szerokim łukiem. Jednak obietnic łamać nie można, pod żadnym pozorem i tak zaczęła się nasza przygoda, dość pijacka przygoda, ale do tego nikt się nie przyznaje.

Jedno przekartkowanie i już wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę. Z zakupów wróciłyśmy późno, bo gdzieś w okolicach 22, napoczęte wino mówiło samo za siebie, a raczej wołało(każdemu od czasu do czasu można, oczywiście +18), no to podniosłyśmy lampki do ust, otworzyłyśmy nasz tajemniczy poradnik i zaczęłyśmy czytać. W środku znalazłyśmy też miejsce na samodzielne uzupełnienie własnymi, żenującymi doświadczeniami, playlisty, które kocha zapewne większość z nas i specjalne bony(patrz zdj. po prawej).
Dawno się tak nie uśmiałam, autorki podeszły do sprawy z niesamowitym poczuciem humoru, dużą dawką ironii,  a przy tym trafiły w sedno. Wielokrotnie potrafiłyśmy uosobić się z nieperfekcyjnymi kobietami, bo jak sama okładka "mówi" to "poradnik przetrwania dla NORMALNYCH kobiet".

Czasem z podkulonym ogonem, a właściwie to nie prawda, z podniesioną głową, musisz przyznać, że i Ty popełniasz błędy, ale tu nie chodzi o wstyd. Autorki uzmysławiają nam, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak perfekcyjna kobieta, każda z nas jest doskonała na swoim rodzaju, nie-idealność to nasza cecha wspólna, choć przejawia się w różny sposób. Powinnyśmy zatem wypiąć cycki do przodu, podnieść brodę do góry i dumne z siebie samych, przyjąć to jak mężczyźni, na gołą klatę. Nigdy nie będziemy perfekcyjne! Nigdy nie zostaniemy żonami/córkami/partnerkami/kochankami/mamami bez wad! Taka oczywista wiedza, a może pomóc. Kiedy nowa dziewczyna Twojego chłopaka w kuchni czuje się jak Gordon Ramsay, a Ty non stop zapominasz posolić ziemniaków i kilkakrotnie zdarzyło Ci się włączyć nie ten palnik co trzeba, w skutek czego nowy garnek poszedł do kosza, czujesz się jak największa niedorajda. Błąd! Zapamiętaj, nie ma czegoś takiego jak perfekcyjna kobieta! Pewnie, gdy ona śpiewa przypomina kota w okresie godowym, albo chrapie podczas snu, wymyśl najgorsze z najgorszych, może i tak nie dowiesz się w jakiej dziedzinie ma dwie lewe ręce, ale nieco Cię to podbuduje i dobrze.

"Perfekcyjna kobieta to taka, którą nigdy nie będziesz. I całe szczęście."

Filozofia "walić to", prawo grzywki, jak zachować godność w stanie kompletnego upojenia alkoholowego, buty do siedzenia, o tym co wypada, a czego nie wypada, jak trwonimy pieniądze, o żałosnych zachowaniach, których niemiłosiernie się wstydzimy, co w gruncie rzeczy jest głupie, o sylwestrach, o naszych NŚ*, prawo weto, zasada trzech dni(podobno związana jest ze zmartwychwstaniem Chrystusa;-)), o zdradach, o rozstaniach, 7 faz żałoby i w dwóch słowach, o kobietach. Niesamowicie zabawna, pełna humoru, niewiarygodnie głupia, wstydliwa, ale prawdziwa książka, a właściwie poradnik, do którego powinnyśmy podejść z niemałym dystansem. Idealny rozweselacz i uświadamiacz. Polecam każdej kobiecie, bo może nie nauczymy się z niego zbyt wiele, nie otworzy nam oczu na problemy świata i nie sprawi, że po przebudzeniu, będziemy czuły się jak nowonarodzone boginie, ale za to uświadomimy sobie jedną ważną rzecz, nie ma co się wstydzić naszych małych kompleksów, dziwactw i tego, że czasem nie zachowujemy się jak dorosłe/wystarczająco dojrzałe/ułożone kobiety. Nasze małe niedoskonałości czynią nas wyjątkowymi osobami. Nie jesteśmy idealne, ale możemy dążyć do perfekcji ze zdrowym nastawienie, co uczyni nas tylko jeszcze bardziej wspaniałymi osobami. A więc nie bądźmy sukami, bądźmy sobą!

*NŚ - facet, który nam się podoba, mimo ze nigdy byśmy się do tego nie przyznały
Moja ocena:
7/10
 Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+1,1cm = 24,2/161
winowajcy
 Znacie może podobne poradniki? Bo coś mi się wydaje, że siostry Girard niewybaczalnie zmieniły moje podejście do tego gatunku :D

środa, 22 kwietnia 2015

Faceci to...

Uwaga! Ostrzeżenie na początek, to chyba dobry pomysł, zważywszy na fakt, że nie wiem czy jestem w odpowiednim stanie, żeby pisać ten tekst. Kiedy planowałam temat postu, sytuacja była nieco inna, zatem ostrzegam, szczególnie panów, ale bez obaw, faza na zamordowanie każdego mężczyzny nożem do papieru przeszła mi wczoraj. :D


Podobno każda kobieta ma jakiś ideał, choć nie zawsze o tym wie lub dochodzi do tego z czasem. Jednej podobają się mięśniaki, którym po wyjściu z siłowni, pękają koszulki na ramionach, innym, panowie biegający w bardziej obcisłych spodniach niż moje rajstopy w kropki, a jeszcze inne panie, tracą głowę, bo oby nie od razu bieliznę, kiedy na horyzoncie pojawi się przystojny szatyn w garniturze. Nie każda potrafi zdefiniować jaki jest jej ideał, poważny, zabawny, ambitny, niski, umięśniony i przez jakiś czas powtarza te utarte nastolatkowo-gazeciane schematy, rodem z Ostatniej piosenki z Miley Cyrus, kojarzycie Liama Hemswortha, wysoki, blondyn o niebieskich jak większość tramwai w Krakowie i wielkich jak talerze, oczach. W końcu jednak dochodzi do swojego ideału, a koniec końców zakochujemy się w kimś zupełnie odmiennym i to on staje się tym numerem jeden. W moim przypadku numery posypały się jak domki z kart, także dzisiaj przedstawiam Wam listę rezerwową, tą najlepszą, która jest jak termos z herbatą w zimowe dni, pocieszy i ogrzeje.


4. JARED LETO

Tego pana obdarzyłam szczególnym uczuciem za muzykę, którą tworzy, za głos, za grę, no i co tu będą robić z siebie perfekcyjną kobietę, (a każdy wie, że perfekcyjne kobiety to suki, ale o tym w następnym poście) bo jest niesamowitym przystojniakiem. Wokalista a zarazem gitarzysta zespołu, 30 seconds to Mars, która dziewczyna nigdy nie marzyła o zniewalająco urzekającym gitarzyście?! Jared jest też aktorem, może ktoś kojarzy go z Requiem dla snu, przy okazji polecam film lub Witaj w klubie, gdzie za najlepszą rolę drugoplanową dostał Oscara!!! Nie każde wcielenie pana Leto mi odpowiada, ale kiedy zobaczyłam go w piosence The Kill, zapomniałam jak się nazywam.



 

3. BILLE JOE ARMSTRONG


O jejku <3 Kiedyś pojadę na koncert Green Day i obiecuję Wam wtedy szczegółową relację. Jeśli nie wyskoczę na scenę i nie pobiegnę w stronę Bille'go to znaczy, że stałam się podstarzałą skneruską, a wtedy zrozumiem, jeśli mnie opuścicie, ale wiecie, wierni do końca, to się ceni ;)

Wokalista i gitarzysta, po raz drugi, oj chciałoby się. Uwielbiam go na scenie, to jest dopiero rock i ta sceniczna gra, a te włosy. Jednak, co najważniejsze, Green Day to moja muzyczna miłość, słucham ich z uzależnieniem nie mniejszym jak pan Miecio, zawodowy alkoholik żłopie piwo pod sklepem każdego dnia. Słuchałam ich odkąd pamiętam, z mniejszymi przerwami, ale ponoć w każdym związku potrzeba chwili wytchnienia, żeby zrozumieć jak mocno się kocha.
Niestety jedna myśl nie daje mi spokoju, Billy ma żonę, a poślubił ją rok przed moim urodzeniem :(((( + dwóch synów. No cóż, może wybaczą mi jak raz go przytulę, chociaż ochroniarze na koncercie mogą być innego zdania :O
 No i posłuchajcie --> piosenka -  mistrzostwo!





 2. IAN SOMERHALDER
  

5/6 lat temu, kiedy to większość gimnazjalistek na szkolnych korytarzach wrzeszczało do ucha swojej przyjaciółki słowa: "Baby, baby, baby, oh like baby, baby, baby, no like baby, baby, baby, oh I thought you'd always be mine", (haha przez jakiś czas też śpiewałam, ale udajmy, że tego nie było).
Ja wieszałam na ścianie, wysłuchując wrzasków Mamy, o kolejnych plamach z taśmy klejącej, plakat z wielkim napisem LOST, bo tam po raz pierwszy ujrzałam Iana Somerhaldera i już wtedy postanowiłam, że zostanie on moim mężem. Cóż, operacja dalej trwa...


Moja fascynacja osiągnęła swoje apogeum, kiedy jakiś czas później odkryłam nowy serial, The Vampire Diaries i tam Ian jako Damon Salvatore zawładnął moim serduchem. Niezaprzeczalnie najlepszy bohater, postać od której nie idzie oderwać oczu, humor, drapieżność, zły chłopczyk, która z młodych dam o takim nie marzyła i ta gra aktorska. I to podobno Nina(serialowa Elena) go rzuciła, jesteście w stanie to zrozumieć?!





1. EVAN PETERS

moje ulubione <3



Mój numer jeden bez większego gadania, choć miałam małe wyrzuty co do Iana, ale mam nadzieję, że mi wybaczy. Wystąpił między innymi w Po prostu walcz, gościnnie w serialu pt. Detektyw Monk, Dr House, Mentalista i jako jedna z głównych postaci w American Horror Story. Tym samym jest on jednym z głównych powodów, dla których z niesłabnącą fascynacją oglądam ostatni z podanych seriali. Jest genialnym aktorem,  uwielbiam go szczególnie za rolę Tate'a, coś wspaniałego. Jego blond włosy i ten uśmiech, to wystarczy, żeby wylądować na tapecie w moim telefonie. Tak, więc pewnie domyślacie się jak spędzam nudne wykłady ;)


---------------------------------------------------

Ludzie mówią, że po każdej znajomości zostaje coś dobrego, niestety niektórzy mogą pochwalić się tylko otwieraczem do wina, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Faceci to czasem świnie, ale jaki smutny byłby bez nich świat, za co byśmy wznosiły toasty na swoich babskich, pijackich wieczorach, do kogo wzdychały oglądając kolejny odcinek ulubionego serialu, nie tylko dlatego, że gra tam On. Bez facetów w sumie świat by przestał istnieć i tylko to powstrzymuje mnie od kupienia noża do papieru, ale dziewczyny ze zranionymi serduchami, teraz zwracam się szczególnie do Was, bez obaw, medycyna wciąż idzie do przodu! *


*Uwaga! Post z dużą dawką ironii, tak mówię tylko, gdyby ktoś chciał nasłać na mnie oddział antyterrorystyczny. :D