piątek, 26 lutego 2016

Schmitt & Lee

Już koniec lutego, a ja dopiero dzisiaj wstawiam posta z książkami. Wstyd i hańba, ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale. :D
PS. W najbliższym czasie obiecuję głównie recenzje :*




 "Nigdy nie kocha się za wiele, gdy kocha się naprawdę. Nadużycie jest wówczas wskazane."

 O tym autorze po raz pierwszy usłyszałam kilka lat temu, ale wcześniej nie miałam okazji poznać żadnej z jego książek. Dopiero jakoś przed weekendem, całkiem przypadkiem, wpadły mi w ręce "Intrygantki". Stwierdziłam, że w końcu trzeba sprawdzić pana Schmitta, w książkowej blogosferze aż o nim szumi, a rzadko tutaj się zdarza, żeby popularni autorzy byli wynoszeni na piedestał bezpodstawnie. Eric Emmanuel Schmitt to jeden z ulubionych autorów wielu blogerek/blogerów, których obserwuję, aż wstyd, że dopiero teraz się za niego zabieram.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, powieść, której się spodziewałam okazała się dramatem, a właściwie czterema utworami tego gatunku.
Ostatni raz z dramatem miałam do czynienia w liceum, jednak większość spotkań przeżyłam z przyjemnością, dlatego też Schmitt wzbudził we mnie jeszcze większą ciekawość.
Pierwszy z dramatów to historia kilku kobiet, które pałają chęcią zemsty do Don Juana. Przyczyny mnie trudno się domyślić. To właśnie on łamał najbardziej oporne kobiece serca.
Kolejny dramat, zatytułowany "Gość" niezmiernie mnie zaskoczył. Głównym bohaterem tego utworu był Freud, znany psychiatra oraz Nieznajomy, czyli tytułowy gość, podający się za Boga.
"Knebel" to monolog, który podobał m się najmniej z tych czterech utworów i "Szatańska filozofia" z pozytywnie zaskakującym zakończeniem.
Ogólnie ten zbiorek dramatów, jeśli można tak to nazwać, oceniam bardzo dobrze. Nie znam innych dzieł autora, ale zostałam wystarczająco zachęcona, aby poszerzyć swoją biblioteczkę o kilka jego dzieł.

Moja ocena:
7/10



 "Robili to już wcześniej, zrobili dziś i zrobią ponownie. I wydaje się, ze kiedy to robią, tylko dzieci płaczą."

"Zabić drozda" zdążyłam jeszcze przeczytać za życia tej wspaniałej pisarki, która jak zapewne wiecie zmarła 18 lutego tego roku. Przykra wiadomość zwłaszcza dla fanów autorki, bo choć przez długi czas Harper Lee cieszyła się tylko jedną powieścią(za to jaką), to zgromadziła ogromną ilość wielbicieli jej pióra. Na sam koniec wręczyła nam jednak prezent, bo jeszcze w listopadzie 2015 roku, ukazała się druga jej książka, pt. "Idź, postaw wartownika", kontynuacja części pierwszej. Uwielbiam tytuły jej książek, są takie niebanalne <3
"Zabić drozda" to książka poruszająca problem rasizmu. Jest on jednak ukazany w wyjątkowo nienachalny sposób, acz posunęłabym się do stwierdzenia, że można książkę czytać dla przyjemności, nie zwracając uwagi na ten problem, albo w drugi i oczywiście ten właściwszy sposób, niewykluczający przyjemności, zachwycając się jak autorka oczami dziecka, potrafiła poruszyć temat rasizmu. Ukazać go, wplatając między wydarzenia i tworząc z niego temat dowodzący. Historia córki Atticusa Fincha, adwokata, który objął sprawę młodego Murzyna, oskarżonego o zgwałcenie białej dziewczyny przejmuje czytelnika, przenosi do lat 30. XX w. i nie wypuszcza aż do ostatnich stron powieści.
Niesamowita ilość wątków pobocznych, równie ciekawych co intrygujących. Wielopłaszczyznowi i ludzcy bohaterowie. Bardzo rzadko mamy do czynienia z postaciami tak dobrze przedstawionymi, z książkami, które nie są banalne, albo zbyt natarczywe, które potrafią poruszyć trudny temat, ale nie zrobić z niego natarczywej napaści uświadamiającej. To powieść piękna i otwierająca oczy. Chylę czoła i bez wątpliwości dodaję "Zabić drozda" do zbiorku moich ulubionych książek.
Dziękuję pani Lee.

Moja ocena:
10/10

Wyzwania: Przeczytam minimum 52 książki w 2016r. - 2/52

poniedziałek, 15 lutego 2016

Spełniamy marzenia - koncert Imagine Dragons



Jedni marzą o białym ferrari, inni o mieszkaniu na Marsie, dla niektórych piątka z egzaminu to szczyt marzeń. Różnimy się tak jak to, czego pragniemy. Jednak każde marzenie, nie ważne jakiej wagi, uszczęśliwia. Sprawia, że do czegoś dążymy, że mamy cel, który staramy się osiągnąć. Człowiek z marzeniami jest intrygujący, człowiek, który spełnia marzenia jest niezwykle wartościowy.
Nie ważne czego pragniemy, jeśli tylko nikomu tym nie zagrażamy, to powinniśmy do tego dążyć, choćby chodziło o zwycięstwo w szkolnym konkursie recytatorskim.

2 lutego spełniłam jedno ze swoich marzeń. Opowiem Wam krótką historię jak to się zaczęło. Kilka lat temu ktoś z moich znajomych na fb udostępnił piosenkę. Rzadko, kiedy sprawdzam czego słuchają moi znajomi, ale akurat wtedy nacisnęłam 'play'. I zatraciłam się w tej piosence "Demons", słowa, melodia, energetyzujące wibracje w refrenie i ten teledysk. Kiedy pierwszy raz go obejrzałam, miałam łzy w oczach. Ta piosenka mnie porwała, słowa zakradły się do serca, a teledysk poruszył najwrażliwsze struny.
Słuchałam jej non stop. Wiele razy zasypiałam ze słuchawkami w uszach, wyobrażając sobie, że stoję w tym tłumie, wśród ludzi, pośród rozbrzmiewających się słów tej właśnie piosenki. Minęły 3 lata, a ona nadal tak samo mocno porusza moim serduchem.


Kiedy rok temu dowiedziałam się, że Imagine Dragons, zagra na polskiej scenie, byłam gotowa przejechać te 250 km do Łodzi, nawet rowerem, żeby tylko usłyszeć ich na żywo. Bilet kupiłam kilka dni później i tak czekał on aż do lutego, tego roku. Dzięki Bogu geniusz ludzki wymyślił pociągi, więc nie musiałam ściągać ze strychu swojego składaka :D
Modliłam się tylko, żeby żaden ważny egzamin nie wypadł mi w tym dniu. Sesjo tyś dla studentów spełnieniem marzeń... Daję słowo, Bóg słucha naszych próśb. Jedyne co musiałam zrobić dzień później, to przyjechać na 12.30 na uczelnie i odpowiedzieć na kilka pytań w celu zaliczenia ćwiczeń. Połowa Polski w nocy, w dzień kilka przystanków. Co to jest z mierzyć się oko w oko ze swoim profesorem po nocy pełnej wrażeń. :O

Ale powoli. Zacznijmy od początku:

Przed Atlas Areną znalazłyśmy się już półtorej godziny wcześniej, przynajmniej 50 osób stało w kolejce przed nami. Zmarzłyśmy jak nie wiem, ale warto było czekać. Bilety kupiłyśmy na płytę, dlatego też zależało nam, żeby wejść jak najwcześniej w celu zajęcia sobie lepszych miejsc.
Gdy wybiła 19.30 na scenę wszedł polski zespół, supportujący Smokom, Lemon. Nie radzili sobie źle, ale niestety, nie był to dobry zespół do rozgrzania ludzi przed ID.



Razem z przyjaciółką, czekałyśmy z niecierpliwością na pierwsze rozbrzmienie nutek z płyty Dragonsów. Podekscytowanie można było wyczuć w powietrzu. To jest takie cudowne uczucie być wśród ludzi, którzy podobnie jak Ty, są zafascynowani tym samym. Na trybunach rozświetliły się lampki, robili fale, coś pięknego. Kilkakrotnie ktoś pod sceną symulował wejście zespołu. Rozbrzmiewały krzyki, dopiero po chwilii orientowaliśmy się, że to jeszcze nie ten moment.

Dan Reynolds - wokalista ID <3
zdj pochodzi z otchłani internetów

I w końcu Atlas Arena zalała się słowami piosenki "Shots". Ludzie śpiewali, skakali, machali rękami. Wszyscy daliśmy się ponieść muzyce. Byliśmy "my" a nie ja i ktoś obok mnie. Śpiewaliśmy razem z Danem, 'Radioactive', 'It's time', 'I'm so sorry' - piosenki, przy których z każdego aż kipiała energia. Rockowe brzmienie ostatniej z nich sprawiło, że sala huczała. Niesamowite emocje. Dzięki akcji - Poland is Bleeding Out, mogliśmy usłyszeć piosenkę 'Bleeding Out' tak rzadko pojawiającą się na trasie S+M. Jestem ogromnie wdzięczna <3
Zaraz na początku występu zespół wykonał cover Alphaville - 'Forever young' - chyba każdy zna refren tego utworu i chyba każdy w tamtej chwili razem z Danem śpiewał, że chce być wiecznie młody, że chce żyć wiecznie albo nigdy. Piękna chwila <3

Ich piosenki wiążą się z wieloma momentami z mojego życia. Niektóre są piękne, inne dodają energii. Przy wszystkich można się dobrze bawić. Jednak kiedy zabrzmiało "Demons", złapałyśmy się z Kingą za ręce i słuchałyśmy. Poczułam ciarki i wiedziałam, że warto było czekać, że warto spełniać marzenia, nawet jeśli to nie lot w kosmos, a koncert ulubionego zespołu.
Myślę,tfu mam nadzieję, że każdy z Was, ma taką piosenkę, przy której potrafi się zatracić, zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że ona jest tylko o nim, tylko dla niego. I wyobraźcie sobie, że słyszycie ją na żywo. Przeżycie, które ciężko opisać. Pewnie nie każdy szaleje za ID tak bardzo jak ja i pewnie zdarzą się osoby, które o nich nawet nie słyszały. Dlatego zachęcam do wysłuchania tych wszystkich utworów, o których wspomniałam, ale jeśli kogoś zainteresowałam, nieco bardziej, niech sprawdzi setliste z koncertu - klik.Warto znać, zespół bo z każdą płytą staje się coraz lepszy. Oby nie stracili tego 'czegoś', co sprawia, że ich piosenki chwytają, mnie i wielu innych fanów za serce.


Po koncercie wybrałyśmy się na piwko, nucąc pod nosem 'tam tara ram tam empty space'. Czekałyśmy na dworcu 4h. Pozdrawiam chłopaka, który rozruszał towarzystwo chodząc z przenośnym głośniczkiem i śpiewając piosenki Dragons'ów. Uwielbiam takich ludzi. Wiele osób śpiewało z nim, co samo w sobie było genialne :D
Na mieszkanie wróciłam między 7 a 8 nad ranem, 3h snu i jadę na uczelnię. Ledwo żywa, kontaktująca przez pół, wyglądająca jak nieboskie stworzenie. A z twarzy nie znikał uśmiech. Takie przeżycia dodają powera, takie wspomnienia sprawiają, że chce się więcej.
Imagine Dragons to jeden z dwóch zespołów, które marzyłam zobaczyć na żywo. Mój kolejny cel to Green Day i tylko czekam na ten dzień, kiedy znów ruszą w trasę koncertową. Tym razem biorę bilet pod samą sceną. Aż chce się sprzątać hotele haha (moja weekendowa praca) :P


Kto z Was jedzie ze mną na Imagine Dragons, jeśli znów odwiedzą Polskę? :D