środa, 18 lutego 2015

Skazuję się na... 50 twarzy Greya!

Uwaga! Recenzja 18+
        
            
                    Reżyseria: Sam Taylor-Johnson
                    Scenariusz: Kelly Marcel
                    Gatunek: melodramat*
                    Premiera: 13.02.2015r. (Polska)
                    Czas: 2h 4 min.
                    Główne role: Jamie Dornan i Dakota Johnson

 *co do tego mam wątpliwości, ale o tym później ;)







Nie znam osoby, która po usłyszeniu tych trzech słów - 50 twarzy Greya - nie spojrzałaby na mnie podejrzanym wzrokiem. Piątek wieczorem:
- Mamo, jadę do kinaaa
- Dopiero co przyjechałaś i już gdzieś jedziesz? Jedź, tylko tam uważaj(moja mamcia taka nadopiekuńcza)
- Spoczko (zwięźle i krótko, to działa)
- Na co jedziesz, może się z Wami zabiorę?
- A na imprezę w sobotę też się z nami wybierasz? Na Greya
- Rany boskie dziecko, to ty możesz takie filmy w ogóle oglądać?!
To jedna z przykładowych rozmów, ta akurat z moją kochaną i nadopiekuńczą Mamuśką, dla której zawsze będę małym dzieckiem, mimo dwudziestki na karku. Film zanim wyszedł wywołał już niewiarygodne zamieszanie, w samo centrum zainteresowania, wepchnęła go książka, która stała się jedną z najbardziej sławnych w ostatnich czasach. Utrzymuje się w światłach reflektorów, nie zważając na rzucane w nią stosy pomidorów ze strony publiczności, ona stoi zadowolona i uśmiecha się do zdjęć, bo wie, że głosy krytyki tylko wpływają na jej korzyść. Jaki dziwny mamy świat, że im bardziej powieść E.l.James była negowana, tym cieszyła się większym zainteresowaniem. Niemal każdy chciał ją poznać, a to z samej ciekawości lub innych wybrakowanych zainteresowań(bo teraz jeśli ktoś lubi erotyki, to znaczy, że nie ma udanego życia seksualnego, no cóż, przykro mi).

Zebrały się rzesze fanów i drugie tyle osób krytycznych, ci pierwsi dostali nieźle po mordzie, wyzywani od hołoty, niewyżytych kur domowych, głupiutkie nastolatki z rozszalałymi hormonami, które seks znają tylko z filmów, a przecież jesteśmy tak bardzo tolerancyjni, od co drugiego człowieka usłyszysz hasło "o gustach się nie dyskutuje". Pięknie, prawda?, a teraz z rozmachem udowodniliśmy, że jesteśmy oczytaną inteligencją, która doskonale zna się na pisarstwie i wie, że E.L.James totalnie nie potrafi pisać. Nawet Zenek, który sprząta drogi powie Ci, że ta książka to chłam, szkoda tylko, że nie ma do czego jej porównać, bo nigdy żadnej powieści nie miał w ręce, no może raz, gdy córka poprosiła go, żeby przeczytał jej fragment, ale oburzony odłożył ją na bok, mówiąc, że jest teraz bardzo zajęty i żeby czytała sama, bo w końcu się nauczyć musi i pięknym gestem pociągnął łyk piwa, nie odrywając wzroku od telewizji, bo przecież właśnie idzie odcinek "Świata według Kiepskich", w którym Waldek przedstawia swoją dziewczynę.

Fala krytyki nasuwa się Wam na języki, czego jestem świadoma, tylko zachowajcie ją jeszcze na moment wyłącznie dla siebie. Ja tej książki w żadnym wypadku nie bronię! Wiem, że jest słaba, sprawdziłam to na własnej skórze, co możecie zauważyć na moim blogu(linki na dole). Ja tu dzisiaj o FILMIE i to on w tym poście zostanie oceniony moim bardzo subiektywnym okiem.
Ta historia jest tak kontrowersyjna, że aż sama nie mogę doczekać się Waszych opinii, możecie mnie zjechać, bo czytając inne posty, wiem, że pisząc swój tekst, podejmuję spore ryzyko, ale myślę, że znajdzie się ktoś i taką mam nadzieję, kto podziela moje zdanie.

źródło

Apel do tych, którzy wiedzą tak wiele o Greyu, bo obejrzeli wszystkie reklamy, przeczytali kilka recenzji książki, naoglądali się zdjęć, a może nawet zahaczyli o parę zwiastunów. Wy, którzy na samą myśl o tym filmie macie mdłości, usiądźcie spokojnie i zachowajcie pisanie Waszego przygotowanego komentarza, którym raczycie teksty na wszystkich portalach o tym temacie, do końca postu.
Rozumiem Was, ta historia jest bardzo przereklamowana, można by dać już spokój, ale zauważcie, że i Wy napędzacie to błędne koło. Czy wypowiadanie się na temat czegoś, o czym tak naprawdę nie macie pojęcia ma jakikolwiek sens? Rozumiem w miarę obiektywną opinię, przypudrowaną Własnym zdaniem, ale branie udziału w dyskusjach, najeżdżanie na coś, czego nawet nie miało się okazji widzieć.... albo czepianie się tak głupich szczegółów, że uśmiałam się bardziej podczas ich czytania niż oglądania kabaretu: Mariolka w spa. Wybaczcie, ale ja nie rozumiem skąd tyle agresji? Biednej Dakocie Johnson dostało się tyle razy, za to, że nie jest wystarczająco piękna, a teraz idź i spójrz w lustro... Nie sądzę, żeby się tym przejęła, wynagrodzą jej to pieniążki i sława jaką zgarnęła za tą produkcję.

Teraz pewnie jesteście wszyscy pewni, że niemiłosiernie zachwycam się tym filmem. Rozczaruję tych, którzy mój gust i inteligencję, chcieli porównać do czegoś, przynajmniej nieprzyzwoitego. Nigdy nie trafi on do grona moich ulubionych, nawet nie mogę powiedzieć, że go lubię, bo takie filmy oglądam rzadko, dla odstresowania, nigdy do nich nie wracam i nie zachowuję w pamięci. Tak już mam z przeciętnymi komediami romantycznymi. I właśnie teraz ktoś, kto przebiegł tylko wzrokiem ostatnie zdanie, powinien wziąć pełny obrót, cofnąć się i zwrócić uwagę na to, co napisałam. 50 twarzy Greya, oczywiście ekranizacja, to żaden dramat psychologiczny, nad czym ubolewam, tym bardziej film erotyczny, z radości czego skaczę w myślach, a komedia romantyczna, doprawiona kilkoma odważniejszymi scenami z włoskami łonowymi i na udach Dakoty(I don't know-ona nie goli nóg, czy to wymogi filmu--->wybaczcie moją nieokrzesaną ciekawość).

źródło

Kolejna fala krytyki popłynęła z takimi hasłami, "gdzie tu odważne sceny?, czemu na ekranie nie pokazano męskiego przyrodzenia, jeśli Dakota świeciła cyckami?", żeby to było chociaż tyle, oczywiście ktoś zapewne hojnie obdarzony przez naturę, stwierdził, że ona prawie piersi nie ma, no nie wiem, czy ja mam coś ze wzrokiem, a może założyłam okulary powiększające, no ale ludziom nie dogodzisz. Wracając do tej erotyki i pikantnych scen, szczerze przyznam, że film jest o wiele słabszy od książki, ja to nazywam za mało greyowy. I główny bohater, pan Jamie Dornan, który wcielił się w rolę Christiana, był zbyt płytki jak na taką postać, zbyt miły, za mało panował. Za szybko uległ Anastasii i nie pokazał nam tych swoich, tytułowych 50 twarzy, ani nawet ciemniejszego oblicza. Sceny łóżkowe też nie były greyowe, może ze dwie zahaczyły o książkę, ale zdecydowanie były za słabe i nie chodzi mi o pokazywanie nie wiadomo czego, ale o silną dominację, której aktor nie pokazał. Jednak, czy gdyby one były to widzowie byliby zadowoleni? Bo ja nie sądzę, wtedy usłyszelibyśmy, że to zwykły pornol i kolejny łańcuszek wyzwisk w kierunku osób, które do kina się wybrały.

Reżyser dokonał paru obliczeń. Matematyk byłby z niego niezły. Chciał czegoś komercyjnego, a jak najlepiej zgarnąć dużą publiczność, seks się opłaca, no to dajemy, ale zbyt dużo ciała odstraszy młodszych widzów, spowoduje większe ograniczenie wiekowe, no to odejmujemy zbyt odważne sceny(czyli wszystko to z czego książka zasłynęła), a kto jest najbardziej wpływowym widzem? (-Kochanie, co robimy wieczorem? -Idziemy do kina! -Na co? -Na Greya! -Czemu zawsze Ty musisz wybierać film? -Śpisz sam! -Niech ci będzie, idziemy na Greya), tak więc kobiety kochają komedie romantyczne, tu przygładzimy, tutaj dodamy słodkości i zgarniemy kupę kasy. O dramacie psychologicznym możemy pomarzyć, jak chcemy obejrzeć pornola, to lepiej zostać w domu and you know... Ale jeśli tylko macie ochotę na komedię romantyczną, która coś tam próbowała się dogadać z tymi dwoma gatunkami, to zapraszam do kina.

Aktorzy
O Jamiem Dornanie już wspomniałam, jego gra aktorska rozczarowała mnie, za to nadrobił wyglądem, co oczywiste. Niestety, nie spisał się, co zdradzała z deka i grama jego mimika i niektóre nienaturalne gesty, albo scena jak bronił Any przed jej przyjacielem, no cóż...
Dakota Johnson, ona parokrotnie ratowała sytuację, jest dobrą, piękną aktorką i nie rozumiem tej fali krytyki, która na nią spłynęła. Była zdecydowanie silniejsza i pewniejsza siebie niż książkowa bohaterka, ale to było ciekawsze, kilkakrotnie rozbawiła mnie swoją grą, a to ogromny plus. Jednak nie każdej scenie podołała, upadek do gabinetu Greya - klapa, przygryzanie wargi - już babcia sprzedająca precle robi to bardziej pociągająco...
Na koniec muszę wspomnieć o bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej, świetne piosenki, które słucham sobie ostatnio non stop. Daję plusik! :D

Film jakich pełno, nic szczególnego, przeciętny, ale polecam tym, którzy tak bardzo pragną go krytykować, przynajmniej zdobądźcie do tego jakiekolwiek podstawy. Ocenić go należy nie patrząc przez pryzmat książki, mam wrażenie, że to dwie odrębne historie, które mają tyle ze sobą wspólnego, co imiona głównych bohaterów.
E.l.James miała dobry pomysł, potencjał niestety nie został wykorzystany, a wręcz sprawę zawaliła. Reżyserka stanęła przed niezmiernie trudnym zadaniem i jak się domyślanie, nie sprostała mu, ale nie można też powiedzieć, że poniosła gromką porażkę. Coś mi się wydaje, że historia ta nie zostanie już uratowana, a szkoda, bo mogło wyjść z tego coś całkiem fajnego.


Moja ocena:
5/10
Linki do recenzji książek: 
50 twarzy Greya
Ciemniejsza strona Greya
Nowe oblicze Greya



Dobry cover, polecam posłuchać. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każde pozostawione słówko :D