sobota, 27 grudnia 2014

Hobbit - książka + wrażenia z maratonu







 
      
        Tytuł: Hobbit, czyli tam i z powrotem         
         Gatunek: fantastyka
         I wydanie: 19
         Ilość stron: 314
         Ekranizacja: tak (3 części, tytuły wymienione pod koniec posta)








Tolkien jest pisarzem podziwianym na całym świecie, o tym słyszały już nawet dzieci, no przynajmniej te, które o książkach wiedzą coś ponad to, że istnieje taka magiczna rzecz jak zszyta kupa kartek z treścią w środku. Ja z tym pisarzem po raz pierwszy miałam do czynienia kilka lat temu, kiedy pod przymusem konkursu z języka polskiego, zagłębiłam się w treść Władcy pierścieni. Gdy zobaczyłam ogromne tomiszcze byłam nieco przerażona, pamiętam ten dzień jakby to było w tym roku, w święto Wszystkich Świętych, cała rodzina poszła na cmentarz, a ja chora pozostałam w łóżku z zamiarem i determinacją, zmierzenia się z historią spisaną na początku drugiej połowy XX wieku. Przepadłam, świat fantastyki porwał mnie w swój wir, czytałam mimo, że oczy kleiły mi się jakby ktoś wysmarował je miodem, ale nie mogłam się oderwać, od tamtego momentu pokochałam całą historie o hobbitach, krasnoludach i pierścieniach, choć poznałam jej wtedy zaledwie malutką cząstkę. Dzisiaj opiszę Wam jak przebiegło kolejne spotkanie z historią tak ostatnio osławioną, dzięki ekranizacji, która wypłynęła na światło dzienne zaledwie kilka dni temu.


Hobbit, czyli tam i z powrotem to historia, która jest wstępem do Władcy pierścieni. Bilbo Baggins to hobbit jak każdy inny, mieszka w swojej wyszykowanej norce, przepada za ciepłem kominka i swoim wygodnym fotelem, typowy domator. Pewnego dnia odwiedza go czarodziej Gandalf i zaprasza, a właściwie oznajmia mu, że bierze udział w wyprawie krasnoludów, której celem jest złoto, odebrane im przez Smauga, okrutnego i bezlitosnego smoka. Świat Śródziemia przemierzany przez kompanię Thorina(władcę krasnoludów) zaskoczy was niejednokrotnie, w końcu to fantastyka, w której wszystko jest możliwe, piękne elfy, okropne gobliny, nie więcej urodziwy Gollum i pierścień, ten który stanie się jednym z łączników pomiędzy Hobbitem a osławioną trylogią Tolkiena.

"- Dzień dobry - powiedział Bilbo [...].
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał [Gandalf]. - Czy życzysz mi dobrego dnia; czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam się dobrze tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym?"

Tolkien to człowiek, którego wyobraźnia nie znała granic, nie waham się tego powiedzieć, bo stworzyć takie historie to mistrzostwo samo w sobie. Świat przedstawiony w jego powieściach zachwyca pięknem i pomysłowością. Jednak, co muszę przyznać z ogromnym bólem, Hobbit nie oczarował mnie tak bardzo jak się tego spodziewałam. Podobało mi się, jestem zadowolona, aczkolwiek spodziewałam się czegoś lepszego, czegoś bardziej fascynującego, nie rozczarowałam się, to byłby grzech, bo historia Bilbo Bagginsa jest naprawdę ciekawa, ale przy porównaniu z trylogią Władcy pierścieni dużo traci.


Momentami czytałam na siłę, zmuszałam się, żeby przebrnąć przez mniej ciekawe fragmenty, szybko się dekoncentrowałam i jakoś nie mogłam zatopić się w lekturze, z czym zwykle nie mam większego problemu. Czytam w tramwajach, w poczekalni, przed telewizorem i tracę kontakt z rzeczywistością, co dziwne, tylko raz o mały włos nie przegapiłam swojego przystanku. Każdej książce trzeba dać szansę i ja cieszę się, że i tym razem się nie poddałam, moja silna wola była podsycana pozytywnymi opiniami wielu czytelników, filmem, który mi się podobał i uwielbieniem mojego brata do Hobbita, którego czytał już trzy razy. Nie poddałam się, przeczytałam, nie porwało mnie, ale w gruncie rzeczy mogę stwierdzić, że jest się czym zachwycać, bo to świetna historia, każdy miłośnik fantasy powinien ją przeczytać, ale jedną z najlepszych książek bym jej nie nazwała, no cóż brakło mi czegoś, jakiegoś łapacza, który wciągnąłby mnie w ten świat.
Mało opisów, kto czytał Władcę pierścieni ten wie, że tam narracji jest od groma, momentami to może nużyć, ale w tym wypadku było jest zbyt mało, albo nie została poświęcona temu, co trzeba. Gdyby nie film, chyba moja wyobraźnia odbyłaby misję samobójczą, próbując stworzyć obraz goblinów, elfy no cóż, jest ciężko jedynie z Bilbem nie było problemów...zbyt wielkich. Pewnie część was już ładuje broń, żeby mnie wystrzelać za to, co piszę, "Jak to Hobbit, ci się nie podobał? Idę stąd i już nie wracam" (oj, mam nadzieję, że jednak tak nie myślicie), tłumaczę podobał się, ale moim zdaniem nie jest to tak wybitna książka jak niektórzy ją malują, każdy ma swoje zdanie, ja to doceniam, ale chyba właśnie z tego powodu moje oczekiwania zostały wychłostane.


Podsumowując, nie będę pisać dużo o fabule, myślę, że wystarczy jak powiem, że warto ją poznać i nie tylko dzięki ekranizacji, ale i książce. Jednak strzeżcie się i ograniczcie Wasze oczekiwania, nie róbcie tego błędu co ja, podejdźcie do niej z czystą kartą(jeśli się da), a może wtedy wywrze na Was lepsze wrażenie, a gdyby znalazła się jakaś istota, która zrezygnowała z trylogii Tolkiena przez wzgląd na tą powieść, niech się przełamie, bo to był tylko wstęp, a jak wiecie, we wstępie nie kryje się nawet część tego, co ważne, w tym miejscu autor tekstu walczy o zaciekawienie czytelnika nie zawsze się to udaje, ale jakkolwiek by nie było, myślę, że Tolkienowi nawet w moim wypadku, by się to udało. Pozostaję mu wierna mimo małej potyczki.

Moja ocena:
7/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+2,1cm = 118,2/160
2. Najpierw książka, potem film

KSIĄŻKA A FILM

reżyseria - Peter Jackson

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii (2014)Hobbit: Niezwykła podróż (2012)Hobbit: Pustkowie Smauga (2013)

Kiedy usłyszałam, że ma powstać ekranizacja Hobbita, bardzo się ucieszyłam, jednakże wiadomość, że to będzie trylogia, mocno mną wstrząsnęła, a wręcz wzburzyła. Popatrzmy na to tak: 
Hobbit: Niezwykła podróż - 2 h 49 min.
Hobbit: Pustkowie Smauga - 2 h 41 min.
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii - 2 h 24 min.
W sumie 7 h 54 min.(!) filmu, książka ma zaledwie 314 stron(!). Pytanie nasuwa się od razu, skąd reżyser wziął materiał do tego filmu, a przynajmniej ostatniej części?, nie ma co, tak dużo się tam nie działo. Trochę to straszne i przed obejrzeniem ciarki przechodziły mi po skórze, czy to będzie wielka i doniosła klapa?
Wszystko zaczęło się miło i przyjemnie. Martin Freeman jako Bilbo był genialny. Dużo się działo, sporo dodano, ale czy to była taka zła decyzja. Na początku rozpaczałam, ale czy teraz żałuję? Nie moi drodzy, zdecydowanie nie, ale po kolei.

Totalnie nie podobał mi się motyw Gandalfa, Galadier, Sarumana i ich walka ze "złem". Zupełnie niepotrzebny, wiem wiem, nawiązanie do Władcy..., ale myślę, że obyło by się bez tego.
Andy Serkis jako Gollum jest po prostu genialny, za każdym razem, kiedy usłyszę "skarbie", przed oczami widzę właśnie jego i to przeciągłe "sssskarbie" haha. Inny bohater, o którym jest głośno, to oczywiście Legolas, Orlando Bloom pojawia się na ekranie w długich, blond włosach, hipnotyzujące spojrzenie, łuk, panie wzdychają, a ja..... "o rany, jak on mnie denerwuje". Taka już jestem okrutna, że mi nie dogodzi, chociaż przyznam, że przystojniejszego elfa nie widziałam.
Dużo scen było naciąganych, typowo pod komercję, ale nie powiem, żeby niektóre z nich mi się nie spodobały, np. sceny Kiliego i Tauriel. Tego w książce nie było, a szkoda, chociaż nie ma co bronić reżysera, dzięki tym scenom chciał po prostu zarobić troszkę więcej kasy, miłość przyciąga widzów, szczególnie ta nieszczęśliwa. 
Mamy jeszcze Smauga, wiecie kto dał mu głos? Uwaga!, zagadka: pewien pan, o którym ostatnio było głośno, wysoki, szczupły, przystojny, wcielił się w rolę niezwykle inteligentnego człowieka w produkcji BBC, zwariowany, uzależniony, ale rozwiąże każdą zagadkę, Sherlock! Wiecie kim jest ten aktor? Oczywiście to Benedict Cumberbatch. Jak widać sama śmietanka towarzyska, wymieniłabym jeszcze więcej nazwisk, ale nie chcę Was zamęczać, taki Evans jako Bard, Lee Pace, Evangeline Lilly (kojarzycie ją z LOST?). Świetni aktorzy, spisali się na medal.


Tyle osób narzeka na ten film; komercha, za dużo techniki, za długo trwa, naciągane sceny, a ja Wam powiem, że jestem zadowolona, mi się podobało i na maratonie 19 grudnia, siedziałam z otwartymi szeroko oczami, wpatrując się zachwycona w ekran, z wysoko podniesioną głową (no cóż, 4 rząd:O) i starając się nie przegapić ani ułamka filmu, choć pierwszą i drugą część widział po raz n-ty. Trzecia część pobiła na głowę poprzednie, akcja pędziła niczym rydwan po zwycięstwo. Działo się sporo, nie sposób było się nudzić, a co dopiero zasnąć, mimo że na zegarze było już długo po trzeciej nad ranem. Zabawny, ekscytujący, a nawet łezka w oku się zakręciła. Kto nie widział, niech jak najszybciej to nadrobi, bo ja polecam, bardzo polecam :D

Ta piosenka już zawsze będzie kojarzyć mi się z Hobbitem <3

Zdjęcia z filmu pochodzą ze strony FILMWEB.

czwartek, 25 grudnia 2014

Świąteczne inspiracje

Wesołych świąt kochani!
Nie będę wklejać długich życzeń z internetu, które są nic nieznaczącą formułką. Krótko, ale z głębi serducha, życzę Wam, aby wszystkie Wasze marzenia, cele i plany na rok 2015 się spełniły, żeby te święta były piękne i bardzo klimatyczne, bo jak na razie ja ich nie odczuwam, chyba przez to słoneczko na zewnątrz, ale przecież to nie jest najważniejsze. Nie śnieg i nie prezenty, choć mam nadzieję, że dużo książek wczoraj znaleźliście pod choinką  <czekam na Wasze stosiki>. Tak, więc życzę Wam wszystkiego, czego tylko pragniecie i udanego sylwestra!


źródło
A dzisiaj skruszona przychodzę do Was po zdecydowanie za długiej nieobecności i uwierzcie mi, miałam/mam sporo pomysłów na posty i recenzje, przynajmniej dwie i jak tu teraz się wyrobić... Czas ostatnio dał mi po kościach, dwa egzaminy przed świętami, prace na zaliczenia, a to dopiero początek maratonu każdego studenta. Właściwa sesja zbliża się ogromnymi krokami, a mnie czeka jeszcze sześć egzaminów <jak dobrze pójdzie> trzymajcie kciuki! :D
A teraz czas przechodzić do części właściwej posta, czyli inspiracji świątecznych. Zapraszam! :D


Wiem, wiem każdy, kto tylko obchodzi te święta, choinkę ma już ubraną, ale po prostu nie mogłam się oprzeć, genialny pomysł. Zrobię sobie taką za rok, a wtedy ją tutaj na pewno zobaczycie :D 

 




Dla tych, co za śniegiem tęsknią. U mnie pogoda jak na wiosnę, momentami mam wrażenie, że obchodzimy Wielkanoc, a nie Boże Narodzenie,  więc czekam na magię wieczoru, nie wiem dlaczego, ale o tej porze dnia, święta są bardziej świąteczne, może to przez lampki, kolędników....

źródło



A  teraz, czy ktoś, a raczej któraś powie mi, że nie chce śniegu? Hahah :D




Inspiracji paznokci na różnych stronach typu zszywka jest cała masa, pomysły są na prawdę efektowne, a co ważniejsze, piękne. Niestety nie wszystkie są tak proste, żeby można je wykonać samodzielnie lub z małą pomocą przyjaciółki, np., gdy nie jest się w stanie narysować śnieżynki lewą ręką, no cóż, zdarza się. Wybrałam dla Was takie najprostsze, które w gruncie rzeczy na takie nie wyglądają, ale jeśli tylko spróbujecie je zrobić, gwarantuję Wam, to zadanie wykonalne nawet dla takiego beztalencia, w sferze zabawy z lakierami, jak ja :D





A tutaj dowód na wykonalność misji niemożliwej :D
Paznokcie moje(blue) i Kingi (złoto-czerwone). 











A oto moje łóżko i prezenty, ten ktoś niewyraźny z telefonem to moja kuzynka, nadzorująca obklejanie paczek :D
Szkoda, że nie widać całego zdjęcia, bo łóżko wygląda świetnie<taka jestem skromna> :D







Pierniczki, z którymi męczyłam się w niedziele i poniedziałek, co roku je piekę i zawsze z innego przepisu, bo jakimś cudem, każdy mi się gubi, w tym roku trafiłam na wyjątkowo pyszne, dam Wam link tak na zaś :D
Ja składniki podwoiłam, a i tak nie wyszło dużo, więc, gdyby ktoś za rok się skusił, a ma dużą rodzinkę to razy trzy :D
A poniżej na mniej artystycznym zdjęciu, całość pierniczków :D







Tego nie muszę komentować.
Piękne, prawda...








Jeśli ktoś jeszcze nie złożył życzeń komuś kto mieszka daleko, to mam na to bardzo fajny sposób, a mianowicie ta stronka: klik, znajdziecie tutaj filmiki, wstawiacie twarze znajomych i jesteście tańczącymi elfami, reniferami itp. Świetny i zabawny sposób na życzenia :D

Tym razem nie mam dla Was wzruszającego filmiku, ale jedne z moich ulubionych kolęd i pastorałek :D


 
Przekonaliście mnie ostatnio do P.S. Kocham Cię, więc ja idę sobie poczytać, a Wam dziękuję za przeczytanie posta i jeszcze raz życzę wspaniałych i magicznych świąt Bożego Narodzenia! Lampki już zaświecone, rodzina razem, prawda, że te święta są piękne <3

niedziela, 14 grudnia 2014

Grudniowy stosik :)



Uwielbiam grudzień! A wiecie dlaczego? Powód jest oczywisty, właśnie w tym miesiącu stosiki są największe, to wtedy najbliżsi, którzy znają nas najlepiej, dziękują wszystkiemu wkoło, że mają w rodzinie książkoholików, którym zawsze wiadomo co kupić. Jeden problem z głowy :D
No cóż, mi takie rozwiązanie pasuje, wiem co dostanę, ale i tak zawsze jestem zaskoczona, w końcu tytułów jest co nie miara, ale jeszcze nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja, żebym dostała książkę, którą już czytałam, chyba pomaga w tym portal LC, ale lepiej nie krakam, bo w końcu 24 grudnia zbliża się wielkimi krokami :D


Trzy książki ze stosika są jeszcze zdobyczami z listopada, ale zacznijmy od początku:

1. Misery - Stephen King
Podobno jedna z lepszych książek króla horrorów. Ta powieść będzie już moim czwartym spotkaniem z tym autorem :D Dopadnięta za 10 zł w Żabce :D

2. Siedem lat później - Emily Giffin 
Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat książek tej autorki, więc kiedy znalazłam ją na wyprzedaży za 19,90 zł w jednej z krakowskich księgarni, nie mogłam się oprzeć. :D

3. Hopeless - Colleen Hover
Cudowna książka, jedna z lepszych przeczytanych w tym roku, a muszę Wam przyznać, że 2014 był przepełniony niesamowitymi powieściami, ale o tym wspomnę jeszcze w podsumowaniu rocznym, a teraz, kto jeszcze nie widział, zapraszam na recenzję.

4. P.S. Kocham Cię - Cecelia Ahern
Założę się, że przynajmniej połowa z Was słyszała o tej książce, a jeśli nie o powieści, to o filmie lub samej autorce. Ostatnio w blogosferze było o niej głośno, więc nie mogłam się oprzeć i uwaga! uwaga!, kupiłam ją w antykwariacie za zaledwie 8 zł :D

5. Bridget Jones - Szalejąc za facetem - Helen Fielding
O Bridget słyszał każdy, niesamowicie zabawna kobieta, ja miałam przyjemność widzieć ją tylko na ekranie, a dzięki mojej przyjaciółce będę miała szansę prześledzić losy pani Jones w zaawansowanym wieku na kartach papieru. Mam małe obawy, co do tej książki, po pierwsze nie czytałam poprzednich części, a po drugie, opinie zaufanych blogerów są, jakby to "powiedzieć", bez fajerwerków.

6. Camila Lacberg:
- Księżniczka z lodu
- Kaznodzieja
- Kamieniarz
- Ofiara losu
Wszystkie te cztery książki wygrałam w wyzwaniu, które organizował Krystian Gryszkiewicz - tutaj macie jego bloga - klik. Nagrodą miały być 3 książki, ale kiedy przyjechałam do domu w piątek, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, w paczce znalazłam 4 książki! Jeszcze raz dziękuję! Niesamowita niespodzianka :D


Już nie długo przerwa świąteczna, a to oznacza dużo wolnego czasu, obawiam się, że tylko teoretycznie, ale tak czy siak, mam zamiar poświęcić książkom więcej czasu. Od jakiej pozycji powinnam zacząć? Co osobiście polecacie, a do której z powyższych książek mam podejść bardzo ostrożnie? :D
W tym tygodniu postaram się dodać post z inspiracjami, mam dla Was świetne pomysły na świąteczne paznokcie :D

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rendez-vous ze śmiercią - Agatha Christie




     
      

     
        Tytuł oryginału: Appointment with Death
         Gatunek: kryminał
         I wydanie: 1938
         Ilość stron: 2010
         Ekranizacja: tak







Agatha Christie to najbardziej znana na całym świecie pisarka kryminałów. Wydała ponad 90 powieści i sztuk teatralnych. Stworzyła jednego z najsłynniejszych detektywów wszech czasów. Zaraz po Sherlocku Holmesie, niezwykłą sławą cieszy się niziutki Belg, Herkules Poirot, który zaszczyci nas swoją obecnością w ponad 30 książkach tej jakże cenionej autorki.

Bohater musi mieć w sobie coś wyrazistego, oryginalnego, to gwarantuje mu dożywotnią sławę, a może nawet zostanie okrzyknięty jednym z najlepszych postaci w historii literatury kryminalnej. Detektyw Poirot nie grzeszy przeciętnością. Niski wzrost, jajowata głowa i wypielęgnowane wąsy, obsesja na punkcie porządku, objawia się nie tylko w przyrządach do czyszczenia obuwia, które wszędzie ze sobą targa, ale każdej dziedzinie jego życia, a przede wszystkim w sprawach, które prowadzi. Jeszcze nie zdążyłam dobrze poznać pana H. Poirota, na razie trzyma mnie na dystans, ale po naszym pierwszym spotkaniu, śmiało mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona, a nawet miło zaskoczona pewnym podobieństwem do tytułowego bohatera serialu, który swego czasu namiętnie oglądałam "Detektyw Monk" i to nie tylko przez pedantyczność, którymi obie postacie się cechują.
David Suchet jako Herkules Poirot (źródło)

Herkules Poirot całkiem przypadkiem zostanie wplątany w pewną nieco dziwną sprawę, stanie się jej naocznym obserwatorem, a nawet świadkiem bardzo kluczowego momentu. Amerykańska rodzina Boytonów, na pozór całkiem zwykła, ale gdy się przyjrzeć choć przez chwilę, nawet zwykły człowiek, bez wiedzy w sferze psychologicznej, zdoła zauważyć, że coś nie gra. Napięcie między członkami rodziny razi na odległość, dziwne zachowania, które trudno wytłumaczyć, sprawiają, że coraz więcej osób zaczyna interesować się Boytonami. Młoda lekarka, Sara King, poznaje Raymonda, kiedy widzi go po raz wtóry, ten udaje, że jej nie poznaje. Po amatorskim śledztwie, które przeprowadza kobieta, dowiaduje się, że głowa rodziny, pani Boyton, to okrutna tyranka z bardzo silną osobowością, co pozwoliło jej trzymać resztę rodziny na bardzo krótkiej smyczy, niemal jak w więzieniu. Chora więź łącząca rodzinę jest tak silna, że może przerwać ją tylko śmierć tyranki, która niewątpliwie nie będzie końcem problemów...

 "- Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić? Pytanie jak gdyby zawisło na chwilę w spokojnym powietrzu nocy, aby ulecieć poprzez ciemności w kierunku Morza Martwego. Herkules Poirot znieruchomiał z ręką na okiennym ryglu. (...) Z pedantyczną dokładnością zasłonił okno i zmierzając w stronę łóżka, uśmiechnął się dobrotliwie. "Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić". Ciekawe zdanie! W sam raz dla uszu słynnego detektywa - i to pierwszego wieczoru w Jerozolimie"

W książkach Agathy Christie już od pierwszej strony możemy zauważyć jak ogromną wiedzę posiadała autorka. Za każdym razem dowiadujemy się czegoś nowego, mimo że jej powieści są bardzo krótkie. Ich objętość jest jedynie zaletą, bo w swej małej formie, zawierają dużo treści, która wystarczająco usatysfakcjonuje nawet najwybredniejszego czytelnika.
Kryminał jest świetnie skonstruowany, małymi kroczkami dochodzimy do rozwiązania zagadki, dostając po kilka dowodów, dzięki temu sami możemy pobawić się w detektywów i sprawdzić, czy może mamy coś wspólnego z Poirotem, pomijając oczywiście wygląd. Przyznam szczerze, że sama niezwykle się bawiłam, wymyślając multum teorii spiskowych, aż w końcu zaczęłam się obawiać o własną psychikę. Koniec końców i tak autorka wyprowadziła mnie w pole i zachodziłam w głowę, dlaczego na to nie wpadłam, choć teraz to wydaje się takie proste, ale jak to napisał kiedyś A. C. Doyle: "W większości wypadków im dziwniejsza wydaje się sprawa, tym banalniejsze rozwiązanie.". Tak, więc zapamiętam na przyszłość.


źródło
Inną ważną zaletą tej akurat powieści kryminalnej są znakomicie nakreślone portrety psychologiczne bohaterów, szczególnie tych z rodziny Boytonów. Doskonale rozrysowany przekrój zła i tyranii, destrukcyjny wpływ pewnych zachowań na ludzi oraz okropne tego skutki, przykład najmłodszej córki, Ginewry i jej choroba psychiczna. Lenox i Nadine, ich postępowanie też może być niezwykle interesujące z psychologicznego punktu widzenia. Zachowanie bliskich sobie osób w efekcie oskarżenia, takie oczywiste, ale sposób w jaki przedstawiła to autorka bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

 "(…) wiedział, że żadnego kraju, żadnego lądu, żadnego osobnika niepodobna nazwać nieograniczenie wolnym. Rzecz w tym, że istnieją rozmaite odmiany i gatunki więzów."

Mimo wszystkich plusów, mam kilka zarzutów, które są ważne, ale nie dość istotne, aby znacznie wpłynąć na ogólna ocenę powieści. Niektórzy bohaterowie byli niezwykle irytujący, lady Westholme, doktor Gerard, czy niewiarygodnie dobroduszny Cope, nie wspominając już o samej pani Boyton. 
Momentami też nie mogłam zrozumieć niektórych zachowań bohaterów, jednak to wszystko ładnie i gładko można wytłumaczyć. 
Niestety na swojej drodze do celu napotkałam kolejną przeszkodę, dłużące się fragmenty, w których w sumie chodziło ciągle o to samo. Zakończenie powieści też było dla mnie przydługawe, rozwiązanie zagadki i uniewinnianie każdego bohatera z osobna, myślę, że można to było zrobić bardziej ogólnikowo. Moja cierpliwość została poddana srogiej próbie, ale bez problemu ją zwyciężyłam, tak więc myślę, że nie ma co się zrażać tymi kilkoma minusikami.

Summa summarum, moje drugie spotkanie z twórczością Christie zakończyło się bardzo pozytywnie. Już zacieram rączki na te 94 powieści, które jeszcze przede mną. Wam bardzo polecam zapoznać się, z którąś z jej książek, na pewno się nie zawiedziecie, a może odnajdziecie w sobie zmysł detektywa... 

Moja ocena:
7/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+1,4cm = 116,1/160
2. Najpierw książka, potem film

wtorek, 2 grudnia 2014

Dopóki śpiewa słowik - Antonia Michaelis





  

      Tytuł oryginału: Solange die Nachtigall singt
       Gatunek: thriller
       I wydanie: 2012
       Ilość stron: 414
       Ekranizacja: nie




Intrygująca okładka, tajemnica i tytuł, który nie mówi nic. Ta książka przykuwa uwagę jak magnes.

Osiemnastoletni Jari wyrusza na samotną wędrówkę po górach. Cel ma jeden, odpocząć od wykrochmalonego świata swojej matki. Już na początku wyprawy poznaje dziewczynę, która nie grzeszy pięknością, co tu dużo mówić, jest brzydka jak noc, ale podobnie jak ta pora dnia, skrywa wiele tajemnic. Co kryje się pod krzywym uśmiechem, garbem, wielkimi ubraniami, tego możecie domyślać się sami, ale czy zgadniecie, co Jari znajdzie w lesie? Jascha zaprowadzi go domu w samej jego głębi. Piękno, tajemnica i zbyt wiele grobów, o niewyjaśnionym pochodzeniu...

Słowik, malutki ptaszek, jeden z najznakomitszych śpiewaków. Niewinne zwierzę, które zaszczyca świat swoim głosem. Skąd wziął się w tytule powieści? Jaki ma związek z całym utworem? Zdradzę tylko, że odegra w nim niezwykłą rolę.

Już od początku powieści zauważysz coś niezwykłego, mroczny i tajemniczy nastrój, który wokół wszystkich wydarzeń spowiła autorka, trzyma w napięciu. Masz wrażenie, że zaraz coś się stanie, coś się wydarzy, coś przeważy losy bohatera, czekasz i czekasz, zaczynasz się niecierpliwić, a tu w pewnym momencie czujesz erotyczne wibracje, bo nasz drogi Jari jak to się zwykło mówić, myśli tylko o jednym. Nie zauważa prawdziwego powodu, da którego Jascha sprowadziła go do głębi lasu.

"Ale kto umie patrzeć, widzi nie tylko piękno, widzi też cierpienie. Może lepiej być ślepym? Zamknął oczy i zapragnął mieć je zamknięte na wieki."

Długo męczyłam się z tą książka, lubię takie klimaty, tajemnica, która przyciąga, mroczny nastrój i nutka erotyzmu, ale w pewnym momencie to stało się nużące, nic się nie tłumaczyło, sama nie byłam w stanie odkryć zagadki, nie miałam szans, bo nie dostałam żadnych poszlak, żadnej zabawy. I wtedy to się stało, pod pokrywą zamiast dania głównego znalazłam głowę świni. Koniec końców stwierdziłam, że ta fabuła jest za bardzo naciągana, tu nic nie trzyma się kupy, przecież to nie jest logicznie możliwe. Miałam rację, nie było, ale to wytłumaczyło się dużo później i chyba za późno, żebym mogła do końca w to uwierzyć. Ogromna szkoda, że musiałam na to czekać 3/4 książki, ale doszłam do "pewnego" wyjaśnienia i zatopiłam się w lekturze, bawiąc się całkiem nieźle.
Wspominając o lekkiej nutce erotyzmu, muszę dodać, że autorka momentami za bardzo poszalała z pikanterią, przyprawiając mnie o obrzydzenie niektórymi fragmentami, ale to tylko, albo aż, w dwóch przypadkach.

Duży plus należy się autorce za język jakim się posługiwała, nie był prosty, pełen metafor,
momentami piękny, a nawet poetycki. Szkoda tylko, że wydawnictwo nie dopracowało książki, bo znalazłam kilka błędów, ale to już nie jest wina autorki.
Dzięki barwnemu językowi, nieustannie miałam wrażenie, że każde zdanie powieści to przenośnia jakiegoś zupełnie innego sensu, czegoś głębszego, piękniejszego. To tylko wzmagało moją ciekawość i utrzymywało przy czytaniu, bo początek, ba!, większa część książki była niezwykle nużąca.

Czuję się jakbym miała rozdwojenie jaźni, nie wiem czy książka mi się podobała, czy nie, te dwa sprzeczne uczucia są jakby równoczesne, jeśli to w ogóle możliwe. Koniec powieście zdecydowanie na tak, otwarte zakończenie dodaje tylko pazura, tajemnica, mroczny nastrój, ładny język, cudowne wydanie plusują, ale pokręcony początek, to nieprawdopodobieństwo większości wydarzeń, długi, nudny wstęp, postać Jariego, silnie podtrzymują wagę, momentami przeważają sztangę na "nie". I ta doskonałość bohaterki, Jascha nawet małżowiny uszne miała idealne, już nie wspominając o stopach. Dobrze, że ta blizna, bo bym padła(ze śmiechu) i już się nie podniosła, a przynajmniej tej książki. W sumie z tą szramą wiąże się ciekawa historia, ale to już dla śmiałków.

 "Niektórzy ludzie się go boją. Ja się boję o niego. On jest... on jest tak bardzo sobą."

Słowik to mały, delikatny ptaszek. Las jest od zawsze symbolem tajemnic. Fabuła kusi. Wiele argumentów za i przeciw. Podobno każdy człowiek jest w stanie zabić, wystarczy odpowiednie "przygotowanie", doprowadzenie go do takiego stanu, że chwyci za broń i wystrzeli. Ta książka pokazuje, co dzieje się z człowiekiem, kiedy zostanie poddany takiej próbie. To przeraża, bo taka właśnie jest ta powieść, żałuję, że nie została do końca utrzymana w takim klimacie, choć sam koniec stricte jest intrygujący.
Czy warto ją przeczytać? Na to pytanie, nie jestem w stanie odpowiedzieć. Myślę, że po przeczytaniu recenzji, sami jesteście w stanie stwierdzić, czy dla Was, wyda się ona równie fascynująca i warta przebrnięcia przez ciężkie fragmenty.

Moja ocena:
5/10
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+3,5cm = 114,7/160
 2. Czytam opasłe tomiska
 Grudzień! <3

czwartek, 27 listopada 2014

LBA + 7 faktów o mnie

Ostatnio ktoś wywołał uśmiech na mojej twarzy, dostałam zaproszenia do dwóch zabaw od przemiłej osóbki, Ensorcelee Mija, dzękuję!

1. Miejsce, w którym chciałabyś/chciałbyś mieszkać?
źródło
Zawsze marzyłam o morzu i jakimś ciepłym kraju, ale nie Hiszpania, czy Chorwacja, tam byłoby mi za gorąco i pewnie większość czasu spędziłabym siedząc na fotelu i narzekając, że nie mam na nic sił haha. Trudno wybrać jedno miejsce, niezwykle podoba mi się Irlandia czy Nowa Zelandia, ale Szwecja też nie byłaby głupim pomysłem, choć nie jestem pewna czy chciałaby tam mieszkać na stałe. Na razie jednak cieszę się Krakowem, do którego niedawno się przeprowadziłam i pozostanę tu przez najbliższe kilka lat. To miasto ma swój niesamowity klimat. Tęsknie trochę za górami, ale w przyszły weekend podbijam pewien szczyt, więc trzymajcie kciuki! :D


2. Pies czy kot?
Kot! A to dlatego, że mam oba te zwierzaki, tyle, że mój psiak za bardzo lubi się bawić i ucierpiało na tym sporo moich ubrań. Niech ich ofiara pozostanie w naszej pamięci... Za to mój kociak jest przesłodki, taka śmieszna kupa kudeł. Ma duszę fotomodelki :D


3. Twoja szklanka jest zawsze po połowy pełna czy do połowy pusta?
Zazwyczaj do połowy pełna, ale są takie dni lub sytuacje, kiedy wolę być pesymistką.
"Utrata choćby mizernego promyka nadziei jest gorsza od całkowitego jej braku."

4. Książka, którą czytałaś/czytałeś więcej niż raz?
Nie czytam zwykle tych samych książek kilka razy, ale za dzieciaka uwielbiałam taką bajkę: "Ali Baba i czterdziestu zbójów", czytałam ją pewnie z dziesięć razy.:D

5. Ulubiona forma aktywności fizycznej?
Rolki, rower, siatkówka, piłka nożna, aerobik. ;D

6. Film, który polecasz każdemu?
Kłamstwo - genialny thriller
Agenci bardzo specjalnie - najśmieszniejsza komedia jaką kiedykolwiek oglądałam
resztę można znaleźć tutaj - klik

7. Czym jest dla Ciebie szczęście?
Szczęście to dzień, kiedy wstaję rano i wiem, że życie jest piękne, że kocham moją rodzinę i oni kochają mnie, że mam przyjaciół, którzy mnie wspierają, to uczucie, które pojawia się, gdy jest źle, ale ktoś bliski podaje mi rękę, wtedy wiem, że nie jestem sama, że mimo wszystko, jestem szczęściarą. To chwile, kiedy czuję się pewna siebie, wiem, że mogę osiągnąć to, o czym marzę, to momenty, gdy siedzę w domu rodzinnym przed tv i okropnie się nudzę, patrzę na kanapę z boku, a tam moi rodzice, rodzeństwo na dywanie kłóci się, kto spowodował, że ten domek z kart nie będzie drugą wieżą Eiffla. Wszystko wtedy jest takie proste i łatwe. To, to ciepło, które czujesz w środku i wiesz, że nie jest spowodowane przez włączone ogrzewanie na fula, ale uśmiech drugiego człowieka. Szczęście to wszystko, co sprawia, że chcesz żyć i doceniasz wszystkich i wszystko, co cię otacza.

8. Ulubiony język obcy?
Angielski przede wszystkim, również bardzo podoba mi się język hiszpański, trochę uczyłam się go sama, ale w przyszłym roku planuję zapisać się na kurs. :D
 
9. Twój przepis na udane wakacje?
Przepisu to chyba nie mam, wszystko zależy od zbyt wielu rzeczy, wiem jednak czego nie należy robić, planować, a później zostawiać załatwienia spraw na ostatnią chwilę, bo wtedy zazwyczaj nic nie wypala, znam to z autopsji.

10. Co sprawia, że nabierasz chęci do działania?
Czasem wystarczy piosenka, innym razem motywujący wpis na blogu np. martapisze.pl, bardzo polecam, dziewczyna ma świetne poczucie humoru i zna się na wielu rzeczach,a pisze genialnie. Lubię też oglądać różne stronki z inspirującymi zdjęciami, to bardzo mnie motywuje. Często to przypadkowe słowa, przypadkowych lub mniej przypadkowych ludzi. Mój zawalony plan działania, moje marzenia, książki, bo i tam można znaleźć mnóstwo inspirujących fragmentów.

11. A teraz tak bardzo szczerze: ile własnych nieprzeczytanych książek masz na półkach? ;)
 Przyznaję się bez bicia, 22 sztuki, ostatnio prężnie wzięłam się za czytanie domowych zaległości, więc mogło być gorzej. :D


Moje pytania:
1. Czytałaś/eś jakąś książkę, która do czegoś cię zainspirowała? Jeśli tak, to poproszę o tytuł?
2. Najgłupszy film, który miałeś/aś "przyjemność" obejrzeć?
3. Pytanie dla osób +18: wino jak dama/gentelman, czy piwo jak...? :D (wybierając opcję nr dwa, proszę dodatkowo o dokończenie zdania)
4. "Nocą, kiedy wszyscy śpią, ja nie śpię" a/tylko/lecz ...... - dokończ używając własnej wersji :D
5. Ulubiony lub jeden z ulubionych cytatów? :D
6. Piosenka, która wywołała dreszcze na Twojej skórze?
7. Jakimi prezentami w tym roku obdarujesz rodziców? 
8. Co Cię inspiruje?
9. Stronka/blog, który możesz mi polecić?
10. Jakie recenzje najbardziej przykuwają Twoją uwagę; bestsellerów, nowości wydawniczych, książek, o których nikt nie słyszał, klasyki, a może znanych autorów? A może coś zupełnie innego?
11. W czym jeszcze oprócz bloga, odnajdujesz siebie? :D




7 faktów o mnie

  1.       W trzeciej klasie podstawówki napisałam własną wersję "Kubusia Puchatka", przyniosłam ją do szkoły i odczytałam przed całą klasą. Kilka osób, z którymi od czasu do czasu się widuję, prawie za każdym razem mi o tym przypomina. Niestety nie mogę sobie przypomnieć, jaka była "fabuła", ani reakcji grupy(może i lepiej :O). Od zawsze lubiłam pisać, więc nie obyło się nawet bez tekstów piosenek, wierszy czy opowiadań, szkoda, że ich gdzieś nie schowałam, bo po tylu latach mogłoby być ciekawie haha. 

    2.      Jedna z rzeczy, której chyba zawsze będę się wstydzić i gdy tylko ktoś o tym wspomina, robię się "czerwona jak cegła", a moje policzki "rozgrzane jak piec". Nie śmiejcie się, ale podobno większość nastolatków przechodzi okres buntu itd. hahaha przez jakiś miesiąc byłam emo, a jeden dzień gotką, jednak stwierdziłam, że czarna szminka mi nie pasuje, więc wróciłam do wyłącznie ciemnych ciuchów, odpowiedniej muzyki, mocnego makijażu i grzywki zakrywającej pół twarzy. Ok, wystarczy już kompromitacji.

    3.      Nie przepadam za popcornem, od czasu do czasu trochę zjem, ale do filmu wolę wybierać chipsy.

    4.      Nie lubię gotować, jednak staram się powoli do tego przekonać i nauczyć, bo jak to mój tatko mówi, zobaczysz, nie znajdziesz sobie męża haha. Dlatego szukam kucharza :D

    5.      Za to bardzo lubię piec, a w ten weekend planuję robić pierniczki na święta.

    6.      Mam wiecznie zimne ręce.

    7.      Kocham czekoladę, mogę jeść jej niezmierzone ilości, wszystko co słodkie, będzie mi smakować, ale za to nie lubię słodkich napojów, soki piję bardzo rzadko, a gdy już, to muszę po jakimś czasie się odsłodzić, pijąc wodę. Herbaty nie słodzę w ogóle, albo jedną, płaściusieńką łyżeczkę.

    8.      Jestem nałogową serialomaniaczką, można powiedzieć, że czytam tyle, ile oglądam, a to na prawdę sporo. Oglądam całą masę seriali, co powoduje, że w wielu mam takie zaległości, że tylko czekam na jakieś wolne. Święta come on! :D


    A teraz czas na nominację. Możecie sobie wybrać, w której zabawie chcecie wziąć udział. Odpowiadajcie u siebie lub tutaj w komentarzach, mi to obojętne, ale z ogromną ciekawością przeczytam coś o Was, postaram się wybrać tych, u których ostatnio nie widziałam tej zabawy, żeby Was nie zamęczać, ale gdyby ktoś chciał i u mnie wziąć udział, to tylko sprawicie mi przyjemność :D 

    źródło