Tytuł oryginału: Fortune
Gatunek: thriller, kryminał
I wydanie: 1997
Wydawnictwo: MIRA
Ilość stron: 428
Ekranizacja: nie
Opis:
Obsesja, jedno słowo, którego używać można na różny sposób. W zależności od kontekstu, czasem uznawane za komplement, ale kiedy słyszymy je będąc na komisariacie policji, jedno jest pewne, śmiertelne przerażenie, przejdzie przez nasze ciało niczym piorun.
Grace urodziła się z ogromnym talentem, który jak gen przekazywany we krwi, dziedziczyła każda dziewczynka w rodzinie Monarchów. Jednak pech chciał, że przedostatnia kobieta z rodu była bezpłodna, a Madeline urodziła jedyną córkę, która stała się oczkiem w głowie głowie dziadków i rodziców. Ta fascynacja przerodziła się szybko w obsesję, której przedmiotem była maleńka Grace.
Matka z darem jasnowidzenia przeczuwała zagrożenie, zdecydowała się na ostateczny krok, porwała córkę, żeby chronić ją przed jej własnym bratem.
Recenzja:
Tup, tup, tup. Odwracasz się. Nie to tylko szum liści, idziesz dalej, podnosisz głowę i powtarzasz w myślach "nie boję się, nic mi nie grozi". Słyszysz trzask i czujesz jak serce podskakuje ci, aż do gardła. Gdy zrozumiesz, że to tylko odgłos łamanej gałęzi pod twoimi butami, uczucie ulgi spowije twoje ciało. Jednak strach powraca, żyjesz wiedząc, że nigdzie nie jesteś bezpieczna/y. Ktoś chce ci odebrać coś najcenniejszego i nie spocznie dopóki tego nie dokona, a ma ku temu wszelkie środki. Nigdy nie zadzieraj z najbogatszą rodziną w całym kraju!
Uwielbiam książki mrożące krew w żyłach, napięcie, które mi towarzyszy podczas czytania jest niezastąpione. Śledzę litery, oddychając szybko jak maratończyk po przebiegnięciu niezwykle wyczerpującego dystansu.(No, dobra mi wystarczyłoby 100m, a już leżałabym wykończona haha.)
Czytając opis książki, spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co dostałam.
Czy jestem zawiedziona?
Jeśli przeciętność to dla was rozczarowanie, to odpowiedź brzmi tak, ale ja mam małe wątpliwości. "Posłuchajcie" sami.
Świetna okładka, zachwycałam się nią od momentu, kiedy otworzyłam paczkę. Wygrana w konkursie, wybrałam ją sama, bo od dawna miałam ochotę na jakąś książkę Erici Spindler. Podobno świetna pisarka, cóż, "Obsesją" mnie nie zachwyciła, ale ja nigdy nie skreślam autora po jednym utworze.
Co na plus?
Wartka akcja, choć książka porywa dopiero w drugiej połowie. Czyta się niezwykle szybko, miałam wrażenie, jakbym czytała podręcznik dla pierwszej klasy, duże litery i prosty język, oczywiście bez przesady, bo w końcu uznałam to za zaletę.
Tą powieść można podzielić na 2 części, mniej więcej równe połowy, druga jest znacznie ciekawsza, ale za to w pierwszej, bohaterowie są bardziej dopracowani, kiedy dorośleją tracą ludzkie cechy. Stają się bezosobowymi istotami, z którymi niezwykle trudno się utożsamić, rażąca różnica była w osobie głównej bohaterki, reszta nie rzucała się tak w oczy.
Griffen Monarch owładnięty obsesją na punkcie własnej siostry, postać, która była na wyższym poziomie niż pozostałe, "podobało" mi się kilka jego cech, desperacja, bezlitosność. Nie sposób jednak porównać do tak sławnych psychopatów jak np. Raskolnikow ze "Zbrodni i kary".
Zakładka = prezent od młodszego brata urocza, prawda? |
Niemniej jednak na uwagę zasługuje Madeline, matka Grace, bohaterka, którą polubiłam, reprezentowała takie cechy jak silna, matczyna, a przede wszystkim bezwarunkową miłość, bezinteresowne poświęcenie. Niestety autorka w drugiej połowie o niej zapomniała, by przypomnieć sobie pod sam koniec powieści i wpleść ją w wydarzenia na krótki moment.
Co jeszcze? Głównie w pierwszej połowie, zauważyłam niedopracowaną narrację, autorce kilka razy zdarzył się, drażniący oczy, zabieg. Pisała dokładnie to, co miał powiedzieć bohater za kilka chwil i dokładnie tak się właśnie działo, wypowiadał identyczne słowa. Ajć, ajć, to nie było fajne.
Nieumiejętne przeskoki w czasie, może za bardzo się czepiam, ale one też nie były na miarę tego, czego spodziewałam się po tak sławnej autorce.
I jakby tego było mało, to niektóre sceny miłosne, były po protu żałosne, a na deser dostałam głowę świni, jak w najgorszych horrorach, Spindler wykorzystała motyw nieufającego psa, z którym dzieje się to, co zwykle na filmach. Tyle razy się już spotkałam z tym motywem, że towarzyszył mi nieprzyjemny rodzaj uczucia déjà vu. Mogłam ominąć ten fragment, bo i tak wiedziałam, co się stanie za moment...
No i teraz pewnie większość sobie myśli, że jestem wredna i się czepiam, a sama ledwo składam literki. Wiem, że wielu z Was Spindler lubi, ale na prawdę, ja nie jestem, aż taka surowa, musiałam o tym napisać, bo tego przeoczyć się nie dało.
Teraz Was zaskoczę, bo książka była dla mnie przeciętna, a wydawałoby się, że ocenię ją bardzo nisko. Co muszę przyznać Spindler? Mimo kilku wpadek, zręcznie posługuje się językiem, dzięki czemu prowadzi nas przez powieść świetnym tempem, pomysł na fabułę też doceniam, bo od razu mnie zainteresował. A co najważniejsze książka inspiruje, zachęca, żeby ruszyć swój wielki, zasiedziały przed laptopami, tyłek i zadbać o swoją przyszłość. To jest jej największa zaleta, bo wiecie, gdy tylko czegoś chcemy, ale tak bardzo, bardzo, to musimy dać z siebie wszystko, bo wtedy jest łatwiej i na prawdę może nam się udać!
Tak, więc, dzisiaj pozostawiam Was determinując do zabrania się za siebie. Ja idę uczyć się angielskiego, bo sobie w trakcie wakacji odpuściłam(duży błąd:O). A wy, do czego czujecie się zmotywowani?
Moja ocena:
5/10
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu +2,6cm = 93,3/160
2. Czytam opasłe tomisk
3. Gatunkowy miesięcznik - powieści detektywistyczne
Uwaga, uwaga!!!
Panie i panowie, zapraszam Was wszystkich do polubienia mojej stronki na Facebooku, obiecuję, że będzie ciekawie i znajdziecie tam dużo innych różności niż tutaj na blogu.
Panie i panowie, zapraszam Was wszystkich do polubienia mojej stronki na Facebooku, obiecuję, że będzie ciekawie i znajdziecie tam dużo innych różności niż tutaj na blogu.
Zapraszam i dziękuję, że jesteście!