Autor: Abigail R. Wilmslow
Tytuł oryginału: Insygnia of Lust
Gatunek: romans
I wydanie: 2013
Ilość stron: 181
Ekranizacja: nie
Opis:
Czas ulatuje nam z rąk w
zastraszającym tempie, dom, praca, zakupy, a gdzie tu znaleźć chwilę na jakąś
rozrywkę? Na poszukiwanie czegoś, co w końcu przyniesie nam szczęście?
O czym marzyła Marie Rose? O karierze,
ale to już zdobyła, o pieniądzach, ale tego jej nie brakowała, o kochanku,
który poruszy wszystkimi jej pięcioma zmysłami. Przypadkiem dowiaduje się o
mężczyźnie, który jest w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby partnerki.
Przeprowadza mini śledztwo, gdy zauważa na szyjach dwóch nieznajomych sobie
kobiet identyczne tatuaże, a właściwie inicjały JT, wiążą się one z historią o
mężczyźnie z jej marzeń, co z tego wyniknie. Czy Marie znajdzie to czego szuka?
Recenzja:
Króciutka książka napisana prostym
językiem i w sposób bardzo przystępny. Czytało mi się ją niesamowicie szybko, a
momentami nie mogłam się oderwać. Jednak podczas czytania czułam brak czegoś ważnego,
oczekiwałam na coś, co niestety się nie wydarzyło. Mogło to być spowodowane
tym, że wolę książki, które różnią się od zwykłych obyczajówek czy romansów, w
których więcej się dzieje. Książka jest krótka, dlatego nie można od niej
wymagać nie wiadomo jakiej akcji, ale coś ciekawego mogło się jeszcze wydarzyć,
bo jak dla mnie za szybko się skończyła. Miałam uczucie jakby urwała się w
połowie, albo to był dopiero koniec tomu pierwszego, o czym nic mi na razie nie wiadomo… Ten brak znacznie zaważył
na mojej ocenie.
Bohaterowie są przystępni, choć
żadnego jakoś szczególnie nie polubiłam, Stanley mnie denerwował w pracy i w
dalszych wydarzeniach, ale były momenty, kiedy jego zachowanie mi się podobało,
a nawet wywołało uśmiech na twarzy. Świetne poczucie humoru, szkoda, że tak
rzadko się nim wykazywał.
Marie, mam do niej mieszane uczucia,
nie polubiłam jej, ale też nie wywoływała u mnie złych emocji. Jej zachowanie
czasem mnie dziwiło. Za to Jonathan, facet idealny, wygląd ach i charyzmę też
miał całkiem niezłą. Tylko to jak traktował kobiety, które mimo to stawały mu
się uległe... (Skądś to znamy...)
Polecam wszystkim, którzy lubią
erotykę w literaturze. Jest tu jej dobra garść i jak na mój gust w nie najgorszym wydaniu. Polecam też fanom „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, na pewno
będziecie zadowoleni i na koniec osobom, które szukają czegoś na odprężenie się,
myślę, że „Insygnia Żądzy” i w tej roli dadzą sobie radę.
5/10
Już wróciłam i pozdrawiam ciepło;)) ja od czasu do czasu czytuję erotykę, ale jakoś ta książka mnie do końca nie przekonuje...myślę, że ma za mało tego czegoś;) ale recka świetna!!
OdpowiedzUsuńWitam:D Masz rację, za mało tego czegoś:( super, ze się podoba :P
UsuńPierwsze co mi się rzuciło w oczy to "romans" a później ta straszna okładka, no nie! ;D
OdpowiedzUsuńAle skoro polecasz fanom erotyki to może i zajrzę ;p
O tak, okładka nie jest pierwszych lotów, no ale ważna jest w końcu treść :)
UsuńOkładkę już zmienili, chyba sami zauważyli, że była nie tego...
UsuńNie lubię erotyków... zwłaszcza takich, które nic nie wnoszą do mojego życia, ani świata literatury. Powyższe "czytadełko" raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNie zachęcam, to trzeba po prostu lubić;-)
UsuńNominowałam Cię do Liebster Award! Zapraszam do zabawy: ^^
OdpowiedzUsuńhttp://swiat-w-dloniach.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
O dziękuję serdecznie, na pewno się przyłączę:D
UsuńHmm, jakoś nie jestem w nastroju na tę książkę.
OdpowiedzUsuńMoże innym razem :)
UsuńHm, erotyków nie lubię, więc nie jestem zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za erotykami i raczej nie sięgnę po tę powieść ;)
OdpowiedzUsuń